Przegrana Fideszu w stolicy Węgier jest o tyle istotna, że jest to pierwszy od 2010 roku moment, kiedy opozycja może powiedzieć o jakimkolwiek wyborczym sukcesie. Wcześniej przez blisko dekadę partia Viktora Orbana zgarniała wszystko, co tylko było do wzięcia. Wygrywała w wyborach parlamentarnych, samorządowych i do parlamentu Europejskiego.
Oczywiście w niedzielę 13 października Węgrzy znów dali zwycięstwo ludziom Orbana. Po podliczeniu 81.6 proc. głosów jest już pewne, że to kandydatów koalicji Fideszu i Chrześcijańsko-Demokratycznej Partii Ludowej (KDNP) najczęściej zaznaczano na kartach do głosowania.
W samym Budapeszcie Gergely Karacsony, reprezentujący połączone ugrupowania opozycyjne, zdobył 50.6 proc. głosów. Jego kontrkandydat z Fideszu, rządzący miastem Istvan Tarlos, mógł liczyć na 44.3 proc. głosów. Jeszcze przed podaniem oficjalnych wyników pogratulował swojemu konkurentowi. Karacsony stwierdził z kolei, że zwycięstwa opozycji w kilku głównych miastach to początek drogi do odebrania władzy Fideszowi. O to będzie jednak ciężko – rządząca partia wygrała w ponad połowie miast powyżej 5 tys. mieszkańców, a jej dominacja na terenach wiejskich jest obecnie niepodważalna.
Czytaj też:
Schetyna mówił, że nie będzie Budapesztu w Polsce. Nietrafione słowa lidera PO