Nie jest tajemnicą, że Stanisław Karczewski po zostaniu senatorem nie porzucił praktyki lekarskiej. Dziennikarze TVN24.pl zwracają jednak uwagę na „nietypowe” podejście polityka obozu rządzącego do kwestii prawa pracy. Jak tłumaczą w obszernym materiale na ten temat, wszystko zaczęło się w grudniu 2006 roku, kiedy Karczewski podpisał pierwsze porozumienie dyrektorem szpitala w Nowym Mieście.
W dokumencie z 2006 roku Karczewski godził się na status wolontariusza, by nie utracić prawa do wykonywania zawodu lekarza. Na początku 2009 roku polityk zawarł kolejne dwie umowy: kolejne porozumienie o wolontariacie – tym razem jednak już bez dyżurów oraz umowę o dzieło w sprawie dyżurów i wezwań do szpitala. Za godzinę pracy otrzymywać miał 50 zł, a w święta, niedziele i w nocy 65 zł. Za „pozostawanie w gotowości” otrzymywał 15 zł za godzinę.
Na tej podstawie Karczewski zaczął pełnić płatne dyżury w szpitalu Nowym Mieście. Gdy w 2011 roku został wicemarszałkiem Senatu, zwrócił się z prośbą o możliwość dalszego pełnienia płatnych dyżurów. W pisemnej odpowiedzi dyrektora przeczytał, że byłoby to „obchodzenie prawa”. Ministerstwo Zdrowia za opinią SN również stwierdziło, że jest to niemożliwe. Kancelaria Senatu wydała jednak własne opinie, które – nie odnosząc się do pracy zarobkowej w trakcie urlopu – dawały Karczewskiemu pozwolenie na pracę. Pytany o swoją postawę dyrektor szpitala stwierdzał: „odpuściłem”.
Dziennikarze TVN24.pl o ocenę tego stanu poprosili dr Artura Rycala specjalizującego się w prawie pracy oraz Krajową Izbę Lekarską. W odpowiedzi usłyszeli, że wykonywanie zawodu na podstawie umowy o dzieło jest niezgodne z prawem, i że można tutaj mówić o obchodzeniu prawa.
Po wygranych wyborach z 2015 roku, kiedy Karczewski został marszałkiem Senatu, podpisał ze szpitalem w Nowym Mieście umowę o pracy wyłącznie jako wolontariusz i tylko nieodpłatnie. Od tamtego czasu, jak usłyszał TVN24.pl, „nie pełnił dyżurów ani nie udzielał konsultacji w ramach wolontariatu”.
Stanisław Karczewski na oskarżenia dziennikarzy TVN odpowiada, że „chciał zachować kontakt z zawodem i pacjentami, bo kochał i kocha swój zawód”. Stwierdził, że działał w „pełnym przekonaniu, że wszystko odbywa się zgodnie z prawem”. Powołał się także na opinię wiceministra zdrowia Andrzeja Włodarczyka. Dziennikarze nie mogli jednak zapytać o to byłego wiceministra. Andrzej Włodarczyk zmarł w 2018 roku.
Czytaj też:
Karczewski o nauczycielach: Powinno się pracować dla ideiCzytaj też:
Karczewski o postulatach rezydentów. „Pieniądze naprawdę nie są najważniejsze”