Po siedmiu miesiącach postępowania prokuratura, która prowadziła postępowanie dotyczące uszkodzonego dowodu w sprawie wypadku byłej premier Beaty Szydło, nie dopatrzyła się znamion przestępstwa i odmówiła wszczęcia śledztwa. Uszkodzona płyta, o której jako pierwszy informował portal tvn24.pl, zawierała zapis z kamer monitoringu, dokumentujący przejazd kolumny ówczesnej premier.
Co na to politycy?
– Jeśli polskie organy ścigania, prokuratura pod rządami Zbigniewa Ziobry, nie jest w stanie ustalić sprawców niszczenia dowodów w tak ważnej sprawie, jak wypadek premier rządu, to mamy do czynienia z kompromitacją prokuratury – ocenił Jan Grabiec z PO. Krzysztof Gawkowski z Lewicy przekonywał, że umorzenie postępowania w tej sprawie to skutek działania Prawa i Sprawiedliwości, które „poprzez swoje wpływy polityczne w organach państwa chciało zamknąć tę sprawę”.
Poseł PSL Krzysztof Paszyk jest zdania, że przykład tej sprawy pokazuje, że Prawo i Sprawiedliwość czuje się bezkarnie i stawia się ponad prawem. – Możemy wyciągnąć dwa wnioski, albo że mamy ogromny bałagan w państwie polskim, albo mamy bardzo sprawnych urzędników i aparat państwowy, który jest stanie nawet zamiatać te grube sprawy pod dywan – ocenił Jakub Kulesza z Konfederacji.
Wypadek byłej premier
Do wypadku rządowego audi wiozącego Beatę Szydło doszło 10 lutego 2017 roku w Oświęcimiu. Auto podczas manewru wyprzedzania zderzyło się z fiatem prowadzonym przez 21-letniego Sebastiana K.. Ówczesna szefowa rządu po wypadku trafiła do Wojskowego Instytutu Medycznego w Warszawie, gdzie przebywała przez tydzień. Zarzut nieumyślnego spowodowania wypadku postawiono Sebastianowi K., jednak mężczyzna nie przyznał się do winy. Według ustaleń prokuratury, kierowca seicento nie zachował należytej ostrożności na drodze. Kolumna Szydło miała włączone sygnały świetlne, natomiast nie ma jednoznacznych ustaleń, czy działały sygnały dźwiękowe. Samochody miały poruszać się z prędkością 58 km/h.