Po tym, jak Sylwia Spurek poinformowała za pośrednictwem mediów społecznościowych, że była współautorką rezolucji Parlamentu Europejskiego w sprawie naruszeń praworządności w Polsce, a także wyjaśniała, że tragiczne pożary w Australii to efekt zmian klimatycznych, które są efektem emisją gazów cieplarnianych (zwiększa się m.in. z powodu produkcji mięsa), w sieci pojawiło się sporo krytycznych komentarzy. Eurodeputowana postanowiła na nie zareagować. – Jeżeli ktoś obraża mnie lub inne osoby, narusza dobra osobiste, przekraczając granice dopuszczalnej krytyki i wolności słowa, to musi liczyć się z konsekwencjami. Jeżeli na profilu osoby, która narusza przepisy prawne, są dane jej pracodawcy, a w szczególności, jeśli "komentarz" pisany był w standardowych godzinach pracy, informuję pracodawców. Niech mają świadomość, jak ich pracownicy zachowują się w stosunku do innych osób – stwierdziła Spurek w rozmowie z Wirtualną Polską.
„Przesyłam screen komentarza pana K., Państwa pracownika. Czy w swoich wypowiedziach Pan K. reprezentuje Państwa firmę? Czy popieracie Państwo standardy prowadzenia rozmowy, zaprezentowane przez Pana K.?” – mail o takiej treści z oficjalnej skrzynki mailowej europosłanki trafił do pracodawcy jednego z internautów. Mężczyzna określił Sylwię Spurek m.in. mianem ameby umysłowej. – Każda osoba publiczna powinna walczyć z hejtem, a wszyscy powinniśmy na zachowania przekraczające granice krytyki i wolności słowa reagować. Brak reakcji to akceptacja. W przypadku osób, które mi grożą, ich zachowanie będzie zgłaszane do prokuratury – podkreśliła była zastępczyni RPO.
Czytaj też:
Krowy w obozowych pasiakach na Twitterze Spurek. Będzie pozew?