Ze względu na pandemię koronawirusa posiedzenia Sejmu odbywają się w formie hybrydowej, a na sali plenarnej może przebywać ograniczona liczba posłów. Podobnie jak wszystkich obywateli, obowiązują ich przepisy dotyczące zasłaniania nosa i ust, dezynfekcji czy utrzymywania dystansu.
O zwolnienie z konieczności noszenia maseczek postulował Janusz Korwin-Mikke. Poseł tym razem nie głosił już, że koronawirus nie jest niebezpieczny, ale uderzył w inne tony. Na mównicę wszedł w złożonej maseczce chirurgicznej, która zakrywała mu wyłącznie nos.
Zauważyłem ze zdumieniem, że zupełnie inteligentni posłowie nie są czasem w stanie zrozumieć, co się do nich mówi. I to zupełnie nie jest ich wina – rozpoczął Korwin-Mikke.
Posłowie słabo myślą przez maseczki?
Następnie przedstawił argumentację, z której wynikało, że myślenie posłom utrudnia... dwutlenek węgla z wydychanego powietrza, który – według Korwina – podtruwa ich, ponieważ noszą maseczki. – W trosce o poziom ustaw i w trosce o poziom dyskusji wnoszę do pani marszałek o zmianę w sprawie noszenia maseczek na sali obrad – zaapelował do Elżbiety Witek.
Marszałek Sejmu stwierdził, że jego wniosek jest „kompletnie nieformalny”. – Nie ma takiego czegoś w regulaminie Sejmu, natomiast dziękujemy bardzo za wykład – skwitowała. Nie chciała też przyjąć pisma, z którym przyszedł do niej Korwin-Mikke. Poseł Konfederacji na odchodne stwierdził, że marszałek go nie rozumie.
Najwyraźniej ten dwutlenek węgla mnie zabija – odparła Witek.
Czytaj też:
Korwin-Mikke krytycznie o młodych kobietach. „Nie umieją nawet szyć, gotować i prasować”