We wtorek 25 maja Porozumienie, koalicjant PiS w Zjednoczonej Prawicy, zaproponowało, by na rzecznika praw obywatelskich kandydował wskazany przez nią prof. Marek Konopczyński. Miało to rozwiązać impas, jaki trwa od wielu miesięcy – Sejm dwa razy wybrał już nowego RPO (dwa razy byli to aktywni politycy i posłowie PiS), ale tego wyboru nie zatwierdzał Senat. Wcześniej inni kandydaci przepadali nawet w Sejmie.
Ledwo Porozumienie zgłosiło swojego kandydata, to głos w sprawie zabrali przedstawiciele największej partii w koalicji. Szef klubu Prawa i Sprawiedliwości oraz wicemarszałek Sejmu Ryszard Terlecki powiedział dziennikarzom: – Myślę, że to mało prawdopodobne, że poprzemy kandydata Porozumienia na rzecznika praw obywatelskich.
Porozumienie traci kandydata na RPO. Konopczyński: Uważam moje dalsze zaangażowanie...
Wieczorem, w środę 26 maja, prof. Marek Konopczyński, któremu wcześniej wytykano wypowiedzi z przeszłości (robili to m.in. przedstawiciele Ordo Iuris), ogłosił, że nie będzie kandydował.
Konopczyński napisał na Twitterze:
„RPO musi realizować proobywatelską misję ponad politycznymi podziałami. W związku z informacjami o braku poparcia największego sejmowego ugrupowania, uważam moje dalsze zaangażowanie w proces wyborów RPO za bezprzedmiotowe. Dziękuję wszystkim wspierającym moją osobę”.
Jan Strzeżek, poseł Porozumienia, tak skomentował tę decyzję prof. Konopczyńskiego: „To był test na odpowiedzialność. Szkoda, że niektórzy go nie zdali. Prof. Konopczyński byłby dobrym RPO”.