„Wprost”: Czuje się pan, jako europoseł, adresatem apeli Białorusinów o konkretne działania ze strony Unii Europejskiej?
Leszek Miller: Oczywiście, że tak. Tym bardziej że w Parlamencie Europejskim jest delegacja PE–Białoruś, zresztą pod przewodnictwem Roberta Biedronia. Bardzo się cieszę, że ostatni szczyt Rady Europejskiej, czyli przywódców UE, odbywał się w atmosferze obiecującej twardy kurs wobec Aleksandra Łukaszenki.
Sankcje dotyczące białoruskich statków powietrznych, które nie będą mogły lądować na terenie Unii i wykorzystywać przestrzeni powietrznej, to wszystko zapowiedź konkretniejszych działań. A jakie będą następne? Zobaczymy. Na najbliższym posiedzeniu PE za dwa tygodnie to będzie jeden z najważniejszych tematów.
Użył pan słowa „zapowiedź”, a ja uważam, że to wszystko trwa za długo. Dramat Białorusinów nie zaczął się przed tygodniem, trwa co najmniej od 10 miesięcy, jeśli nie od początku rządów Łukaszenki – a na konkretne reakcje trzeba było czekać aż do teraz, kiedy białoruski przywódca zaostrzył kurs.
Wie pan, instytucje europejskie to nie jest zdyscyplinowana armia, która działa na rozkaz.
Tu wszystko wymaga uzgodnień, spotkań, konsultacji, posiedzeń kompetentnych instytucji itd. Tak działa demokracja. Jeżeli chcemy zachować wszystkie demokratyczne zwyczaje i regulaminy, to one muszą działać zgodnie ze swoją specyfiką.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.