Piłkarskie emocje plus media społecznościowe to mieszanka wybuchowa. Od parlamentarzystów wymaga się jednak utrzymywania pewnych standardów. Jacek Protasiewicz z Unii Europejskich Demokratów (w PSL-KO) swoją wtorkową działalnością na Twitterze sprowokował pytania nie tylko dotyczące netykiety, ale też jego trzeźwości. Zdaniem wielu komentujących w przesadny i niewłaściwy sposób cieszył się z odpadnięcia niemieckiej drużyny z mistrzostw Europy w piłce nożnej.
„Za chamstwo mundurowych we Frankfurcie, niech dziewczynka płacze. Za kłamstwo o heilowaniu – niech cierpią... nie zasługują na mistrza Europy, bo nigdy nimi nie byli. Powiem, tak jak kiedyś usłyszałem: RAUS!” – pisał, nawiązując m.in. do głośnej sprawy ze swojej przeszłości. W przypadku płaczącej dziewczynki miał na myśli obecne na trybunach dziecko, pokazywane często przez operatora w transmisji telewizyjnej.
Kiedy Szymon Jadczak z Wirtualnej Polski wezwał do zgłaszania powyższego tweeta, Protasiewicz nazwał go idiotą i zagroził blokowaniem niezgadzających się z nim użytkowników. Przytoczył też wykonywaną przez angielskich kiboli piosenkę „10 German bombers” o kolejnych niemieckich bombowcach zestrzeliwanych przez RAF. Część użytkowników zachowanie posła tłumaczyła przesadną ilością alkoholu.
Protasiewicz o działaniach na Twitterze: Z chamem trzeba po chamsku
W środę 30 czerwca Jacek Protasiewicz odniósł się do całej sprawy w rozmowie z Interią. – Cieszyłem się ze zwycięstwa Anglików nad Niemcami, miałem udawać, że tak nie jest? Po to się robi wpisy na Twitterze, żeby zostały zauważone. Jeśli ktoś jest innego zdania, nie potrzeba mu konta – utrzymywał.
Polityk ocenił, że wcale nie był „za ostry” i potwierdził, że banował tych, którzy zarzucali mu brak trzeźwości. – Po wielu latach nauczyłem się postępować z użytkownikami Twittera: z chamem trzeba po chamsku, tłumaczenie nie ma sensu – mówił. Podkreślał też, że udzielił we wtorek dwóch wywiadów. – Gdybym był pijany, nie zgodziłbym się na to. A dziennikarze, z którymi rozmawiałem, zauważyliby, że coś jest nie tak – przekonywał.
Protasiewicz nie zapomniał incydentu z 2014 roku
Jacek Protasiewicz bronił też swojego antyniemieckiego wpisu. – Usłyszałem „raus” od Niemców. Dlatego uważam, że skoro oni używają takich słów do ludzi, to ludzie mają prawo używać takich sformułowań w stosunku do nich. I już – mówił. – Ludzie podchodzą teraz do mnie na ulicy i mówią: „Dobrze im pan powiedziałeś. Widać, że masz jaja, Niemcy się panoszą” – dodawał.
Niemiecki „Bild” opisał w 2014 roku, że Protasiewicz wywołał skandal na lotnisku we Frankfurcie. Miał być pijany i wyzywać służby lotniskowe od nazistów, krzyczeć „Heil Hitler” i pytać się funkcjonariusza, „czy był kiedyś w Auschwitz”. Protasiewicz przedstawiał sprawę trochę inaczej, ponieważ twierdził, że to celnik był „agresywny i pyszałkowaty”. – Powiedziałem mu tylko, że narusza immunitet dyplomatyczny. A on oddając mi dokument powiedział „raus” – relacjonował w 2014 roku w TVN24.
Protasiewicz przyznał, że pił wino na pokładzie samolotu, ale były to „dwie małe butelki”.