Jak czytamy, wszystko zaczęło się w San Antonio de los Baños niedaleko Hawany, ale protesty szybko rozlały się na cały kraj. BBC podkreśla, że na ulice wychodzą tysiące ludzi, także w małych miejscowościach, co jest widokiem niespotykanym w tym kraju. Brutalne komunistyczne rządy na Kubie rodzą bowiem liczne obawy przed protestami. Poziom gniewu jest jednak na tyle wysoki, że coraz więcej Kubańczyków ryzykuje konflikt z władzami.
Powodem protestów jest trudna sytuacja gospodarcza w kraju i sposób, w jaki rząd radzi sobie z pandemią. BBC podaje, że w niedzielę zgłoszono rekordową liczbę zakażeń i zgonów w kraju, a wśród mieszkańców Kuby narasta frustracja z powodu braku dostępu do szczepionek. W kraju rośnie również gniew spowodowany sytuacją gospodarczą. W wyniku pandemii i amerykańskich sankcji, z którymi nie radzi sobie rząd, Kuba doświadcza poważnej recesji. Gospodarka tego kraju skurczyła się w ubiegłym roku o niemal 11 proc.
„Precz z dyktaturą”
BBC podaje, że podczas protestów doszło do starć z policją. Władze wezwały z kolei swoich zwolenników do walki z protestującymi. Za zajścia, rząd Kuby obwinia USA, które jego zdaniem prowokują demonstrantów do działań przeciwko komunistycznej władzy. Na ulicach przewracane są policyjne radiowozy i plądrowane państwowe sklepy – donosi BBC. Ludzie krzyczą: „Precz z dyktaturą”.
Czytaj też:
Koniec ery braci Castro na Kubie. Nowy prezydent zdobył 99,83 proc. głosów