„Kiedyś spalono budkę pod rosyjską ambasadą. Teraz przeprowadzono atak na punkt szczepień. Czasy się zmieniają a sposoby prowokacji pozostają te same. Obrzydliwość” – stwierdziła na swoim profilu na Twitterze Anna Maria Siarkowska. W ten sposób posłanka z klubu PiS odniosła się do incydentu, do którego doszło w Grodzisku Mazowieckim. Grupa osób chciała siłą wejść do budynku, w którym znajdował się punkt szczepień i wszczęła awanturę z pracownikami.
Posłanka nie ujawniła, kto miał stać za rzekomą prowokacją. Wdała się natomiast w dyskusję z Samuelem Pereirą. „Sugeruje Pani, że szef MSWiA wydał polecenie zaatakowania punktu szczepień? Grube oskarżenie, a dowody?” – pytał dziennikarz TVP. „Panie Redaktorze, proszę się nie kompromitować i niczego mi nie insynuować. Prowokacja ma ten sam charakter, ale sprawcy mogą być różni. Z Facebooka tej pani widać, że należy do ruchu ośmiu gwiazdek. Czyli jest z tej samej opcji politycznej co ci, którzy stali za podpaleniem budki pod ambasadą” – odparła parlamentarzystka.
W odpowiedzi jeden z internautów – dr Maciej Krzyżyński stwierdził, że Anna Maria Siarkowska swoją działalnością motywuje zwolenników do agresywnych zachowań. „Czy Panu za te obrażające wpisy ktoś płaci? Jeśli mi Pan coś zarzuca, proszę o konkrety, zamiast obrzydliwych insynuacji” – ripostowała polityk.
„Pani poseł, spróbuję pomóc. Proszę wejść na swoje konto, popatrzeć na większość reakcji na swoje wpisy na temat COVID-19 i zastanowić się, czy taki strach i takie reakcje zamierzała pani wywołać, czy to wyszło przypadkiem” – podsumował Samuel Pereira.
Czytaj też:
Sikorski: USA nie rozumieją, czemu polski rząd chce zniszczyć ich największą inwestycję w Polsce