„My, kobiety, zaangażowane w obronę demokracji, prosimy Panią o zwrócenie uwagi na bardzo poważne zagrożenie dla wolności słowa w Polsce” – zaczynają swoje wezwanie zaniepokojone autorki listu. „Obecny rząd naszego kraju zamierza, poprzez zmianę prawa, nie przedłużyć koncesji bezstronnemu, profesjonalnemu i bardzo cenionemu przez obywateli kanałowi informacyjnemu (TVN24), którego właścicielem jest amerykański koncern Discovery” – przedstawiają krótko sprawę.
Dalej piszą o ograniczaniu wolności debaty publicznej i obiegu niezależnej informacji w Polsce, gdzie jedynym źródłem informacji miałaby pozostać podporządkowana partii telewizja publiczna. Podkreślają, że wolne media są narzędziem demokracji, bez których traci ona swój „partycypacyjny charakter”.
Pod listem do Kamali Harris podpisały się m.in. Barbara Labuda, Agnieszka Holland, Marta Lempart, Danuta Kuroń, prof. Monika Płatek oraz prof. Magdalena Środa. Nie jest to zamknięta lista, ponieważ do apelu dołączono prośbę o dopisanie się „wszystkich, którym leży na sercu demokracja i wolność słowa w Polsce”.
Lex TVN – co zakłada?
W dokumencie zgłoszonym przez grupę posłów PiS stwierdzono, że koncesja na rozpowszechnianie programów radiowych i telewizyjnych może być udzielona osobie zagranicznej, której siedziba lub stałe miejsce zamieszkania znajduje się w państwie członkowskim EOG, pod warunkiem, że taka osoba zagraniczna nie jest zależna od osoby zagranicznej, której siedziba lub stałe miejsce zamieszkania znajduje się w państwie niebędącym państwem członkowskim EOG.
Eksperci nie mają wątpliwości, że jeśli ustawa zostanie przyjęta, może uderzyć w TVN. Należąca do amerykańskiego koncernu Discovery (ale zarządzana za pośrednictwem spółki Polish Television Holding BV, zarejestrowanej w Holandii) stacja oczekuje właśnie na przedłużenie koncesji przez Krajową Radę Radiofonii i Telewizji.
Czytaj też:
Co z większością ws. Lex TVN? Dwugłos rzecznika rządu i wicepremiera