Marszałkini Sejmu Elżbieta Witek po posiedzeniu z 11 sierpnia, podczas którego zdecydowała o tym, by dokonać reasumpcji głosowania o odroczenie posiedzenia, znalazła się w trudnym położeniu. Opozycja w tej sprawie mówi jednym głosem: powtórzenia głosowania być nie powinno. Obóz rządzący, jak np. minister Przemysław Czarnek, broni jej, powołując się na przypadki z przeszłości i sejmowy regulamin. Posypały się zapowiedzi wniosków o odwołanie Witek, a Koalicja Obywatelska złożyła nawet zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez wobec niej.
Politycy PiS bronią tej decyzji, zasłaniając się Art. 189 Regulaminu Sejmu, którego pierwszy punkt stanowi: „W razie gdy wynik głosowania budzi uzasadnione wątpliwości, Sejm może dokonać reasumpcji głosowania”.
Pojawiła się nawet narracja, że przed laty opozycja podnosiła rwetes, gdy marszałek Marek Kuchciński odmówił reasumpcji głosowania nad uchyleniem immunitetu ówczesnemu posłowi (obecnie senator) Stanisławowi Gawłowskiemu. To akurat zabawna linia obrony, ponieważ stawia w złym świetle byłego marszałka, a i nie do końca przypomina sytuację z 11 sierpnia.
Broniąc Witek, obijając Kuchcińskiego
Gdy głosowano nad immunitetem, posłowie Platformy Obywatelskiej zarzucili Kuchcińskiemu, że nie dopuścił Gawłowskiego do głosu i na tym oparli swój wniosek o reasumpcję. Podnosili, że brak jego wystąpienia przed głosowaniem mógł wpłynąć na wynik. Te zarzuty odpierało wówczas Centrum Informacyjne Sejmu, które argumentowało, że Gawłowski mógł zabierać głos na posiedzeniu komisji, a tego nie zrobił (wtedy głos zabierał jego pełnomocnik, Borys Budka), a później, gdy zajmowano się sprawozdaniem na forum Sejmu, 22 marca, wystąpił na sali plenarnej.
Jednak finalne głosowanie nad immunitetem Gawłowskiego zostało przeniesione na kolejne posiedzenie i o jego losach decydowano 12 kwietnia. Odstęp w obradach stał się więc podstawą do tego, by Gawłowski domagał się głosu, ale CIS tak opisało odmowę: „Poseł Stanisław Gawłowski skorzystał ze wszystkich przysługujących mu w ustawie o wykonywaniu mandatu posła i senatora oraz Regulaminie Sejmu uprawnień, a złożony 13 kwietnia wniosek o reasumpcję głosowania jest bezprzedmiotowy”.
To wydarzenia z 2018 roku, na które powołują się politycy PiS. Zresztą argumentem obrońców Witek stały się też opinie powstałe w sprawie Gawłowskiego, które sporządzono na zamówienie Małgorzaty Kidawy-Błońskiej i Sławomira Neumanna, a upubliczniła je „Rzeczpospolita”. Wystarczy przytoczyć jedną z nich, by zrozumieć całą linię PiS w tej sprawie. Dr hab. Sabina Grabowska oceniła wówczas:
„Marszałek Sejmu nie miał prawa odmówić poddania pod głosowanie wniosku o reasumpcji głosowania, ponieważ podjęcie decyzji w tej sprawie należy wyłącznie do kompetencji Sejmu”. Gdyby przyjąć tę wykładnię, ktoś mógłby ruszyć z niemałymi zastrzeżeniami do byłego marszałka Kuchcińskiego, podpierając się aktualnymi wypowiedziami jego otoczenia, które w zasadzie krytykują jego działania sprzed lat. PiS próbuje jeszcze dołożyć opozycji przypomnieniem, że byli marszałkowie Sejmu związani z PO pisali wtedy listy protestacyjne, dowodząc, że reasumpcja to prawo przysługujące przy każdej okazji. Tylko ile można grillować biednego Kuchcińskiego?
Sejmowa matematyka. 11 sierpnia liczono już trochę inaczej
Wszystko to pozostaje jednak opowieścią polityczną, skleconą naprędce, by odwinąć się oponentom. Czy o reasumpcji mogą zdecydować liczby? Jak najbardziej – przykład głosowania nad immunitetem Gawłowskiego to udowadnia, a zwracało na to uwagę Centrum Informacyjne Sejmu. Głosowanie ws. Gawłowskiego odbyło się 12 kwietnia, Platforma Obywatelska złożyła wniosek o reasumpcję 13 kwietnia (a tego dnia już go zatrzymano i przesłuchano), a CIS postanowiło odpowiedzieć na zarzuty 14 kwietnia.
Po co ta wyliczanka dat? Ponieważ Centrum Informacyjne Sejmu wytoczyło dosyć szybko też inne działa, by obronić decyzję Kuchcińskiego. Tak brzmi fragment uzasadnienia, dlaczego marszałek odmówił wtedy reasumpcji:
„Sprawa możliwości reasumpcji (powtórzenia) głosowania jest precyzyjnie rozstrzygnięta w art. 189 ust. 1 Regulaminu Sejmu. Przepis ten stanowi, że reasumpcja może być dokonana, gdy wynik głosowania budzi uzasadnione wątpliwości. (...). W głosowaniu nr 43 wzięło udział 433 posłów. Za poparciem wniosku głosowało 261 posłów (przy 171 głosach przeciwnych i 1 wstrzymującym się). Oznacza to, że wymagana większość do podjęcia uchwały o wyrażeniu zgody na zatrzymanie i tymczasowe aresztowanie posła Stanisława Gawłowskiego została osiągnięta, a wynik głosowania nie budzi wątpliwości. CIS podkreśla, że zarówno w głosowaniu nr 42, przeprowadzonym o godz. 19:09, czyli dwie minuty przed głosowaniem objętym wnioskiem, jak i w głosowaniu nr 44, przeprowadzonym o godz. 19:13, wzięła udział zbliżona liczba parlamentarzystów (odpowiednio 434 i 429)”.
CIS nie miało więc wątpliwości: skoro przed uchyleniem immunitetu Gawłowskiemu głosowało 434 posłów, później 429, a w jego sprawie 433, to nie było powodów, by dokonywać reasumpcji, zwłaszcza że następowały po sobie.
A jak było 11 sierpnia, gdy zaczęła się cała awantura? By być skrupulatnym, trzeba przyglądać się nie tylko poszczególnym głosowaniom, ale i konkretnej godzinie. W środę tak przedstawiały się kolejne głosowania:
- Głosowanie nr 8 o godz. 17:16, pierwsze przegrane przez PiS (dotyczyło uzupełnienia punktu obrad o informację prezesa NIK) – głosowało 454 posłów i posłanek, w tym 228 „za”;
- Głosowanie nr 9 o godz. 17:17, wygrane przez PiS (uzupełnienie porządku o informację premiera), głosowało 456 posłów;
- Głosowanie nr 10 o godz. 17:18, drugie przegrane przez PiS (uzupełnienie o informację ministra zdrowia), głosowało 455 posłów;
- Głosowanie nr 11 o godz. 17:18, trzecie przegrane przez PiS (uzupełnienie obrad o informację premiera ws. KPO), głosowało 456 posłów;
- Głosowania nr 12-15 w godzinach 17:21-17:23, głosowało 456, 453, 456 i 456 posłów.
- Głosowanie nr 16 o godz. 17:28 o odroczenie posiedzenia, głosowało 456 posłów, czwarte przegrane przez PiS. Za każdym razem, gdy przegrywało PiS, działo się to w zasadzie za sprawą posłów Kukiz'15
Kolejne głosowanie, które się odbyło, przypadło dopiero na godzinę 19:35 i wtedy głosowało 231 posłów (opozycja wyjęła karty do głosowania), a kolejny wniosek o odroczenie doczekał się 455 głosów. Gdyby przyjąć, że to, co pisało CIS w 2018 roku jest wiążące, to i w tym przypadku nie byłoby podstaw do tego, by powtórzyć głosowanie. Liczba posłów była po prostu stała przed głosowaniem odroczenia posiedzenia.
Pomylili się posłowie Kukiz’15 czy Witek?
To jednak nie przesądza o tym, że Prawo i Sprawiedliwość myli się w tej chwili. Są jeszcze inne wyjaśnienia, dlaczego Elżbieta Witek sięgnęła po reasumpcję. Poznaliśmy je podczas posiedzenia 11 sierpnia, dosyć szybko zresztą, bo od głosowania ws. odroczenia do reasumpcji minęły ponad dwie godziny. W tym czasie udało się znaleźć wytłumaczenie dla całej sytuacji, zebrać podpisy pod wnioskiem o reasumpcję (to zasługa posła Marka Suskiego) i jeszcze – to słowa marszałkini Witek – zdobyć opinie prawne.
Przyczynkiem do ponownego głosowania miałaby się stać pomyłka posłów Kukiz'15, o której mówił w środę Jarosław Sachajko. Ten poseł na sejmowym korytarzu wyraził nadzieję, że obrady Sejmu będą jednak kontynuowane i przepraszał za błąd. To jednak trochę za mało, a z kolejnym pospieszyła już sama marszałkini. Posłowie i posłanki usłyszeli: – Na posiedzeniu Konwentu Seniorów przeanalizowałam wniosek grupy 30 posłów, który wpłynął, wniosek o reasumpcję głosowania. Posłowie powoływali się na to, że data (wznowienia obrad po dłuższej przerwie – red.) nie była podana.
Czy rzeczywiście tak było? Znowu trzeba cofnąć się do kilku ważnych wydarzeń, które poprzedziły głosowanie. Już w trakcie składania wniosków o odroczenie na sali sejmowej panowało ogromne zamieszanie, posłowie się przekrzykiwali. W takich warunkach na mównicy stanął Bartłomiej Sienkiewicz, który zarzucił Prawu i Sprawiedliwości „korupcję polityczną”. To poseł PO jako pierwszy zgłosił wniosek o odroczenie posiedzenia, zrobił to zresztą na początku wystąpienia: – Wysoka Izbo! Składam wniosek o odroczenie posiedzenia Sejmu do 1 września.
Ledwo z mównicy zszedł Sienkiewicz, zjawił się na niej lider PSL Władysław Kosiniak-Kamysz, który zgłosił podobny wniosek, tylko doprecyzował nawet godzinę. – Pani Marszałek! Wniosek też o odroczenie, ale dalej idące, bo do 2 września do godz. 10, z powodu zmian, które nastąpiły w dzisiejszym porządku obrad – powiedział na wstępie i jeszcze raz powtórzył na koniec: – Trochę przygotowania, głęboki oddech. 2 września o godz. 10 wracamy.
Głosy z sali na ratunek
Gdy wrzawa na sali trochę opadła, Witek dosyć niespodziewanie pomyliła daty zgłaszane przez posłów (stało się to tuż po tym, jak znowu wybuchła wrzawa, za sprawą pojawienia się na mównicy Jarosława Kaczyńskiego), mówiąc: – Zwracam się do pana posła Kosiniaka-Kamysza. Panie pośle, ponieważ te wnioski przeszły, ogłoszę przerwę do 15 września.
Potem wszystko potoczyło się lawinowo, ponieważ na sali dalej panował harmider, posłowie przekrzykiwali się i apelowali, by Witek już zabierała się do głosowania nad odroczeniem posiedzenia. Nie wiadomo, komu odpowiedziała w ten sposób, ale rzuciła: – Dzisiaj nie dacie rady, panie pośle… Oczywiście wiemy o tym. Ogłoszę przerwę...
Czego była tak pewna Witek? Zapewne wyników głosowania. Pojawia się jeszcze drugi wątek: PiS dopiero co przegrało kilka razy, ale nie w jednym ciągu, więc mogło chcieć wyjaśnić sobie sprawę z koalicjantami (a właściwie członkami koła Kukiz'15, którzy zaczęli „dziwnie” głosować). Dlatego też przekonana o większości Witek mogła planować krótką przerwę, by dać czas partii na przegrupowanie szyków. – Został złożony wniosek formalny o odroczenie i poddam ten wniosek pod głosowanie. Ale wcale nie muszę się kierować tym, co mówi pan poseł Kosiniak-Kamysz, bo sama wiem, co mam zrobić, panie pośle – dodawała od siebie (o tym, że jednak nie wiedziała, co ma robić – później).
Dalej we wrzaskach i okrzykach, ale w końcu Witek tymi słowami poddała pod głosowanie wniosek o odroczenie posiedzenia:
– Ponieważ został zgłoszony wniosek o odroczenie posiedzenia, a decyzja, kiedy to będzie, to będzie moja decyzja, poddam ten wniosek pod głosowanie. Kto z pań i panów posłów jest za odroczeniem posiedzenia, proszę o podniesienie ręki do góry i naciśnięcie przycisku.
To pewnie najważniejsza wypowiedź, którą później wykorzystała marszałkini na swoją obronę. Pewnie, bo ważniejsze dla obrońców Witek mogą być te, które zarejestrowano na stenogramie z 61. posiedzenia Sejmu. Wynika z nich jasno, że posłowie nie do końca wiedzieli, za jak długą przerwą głosują (w kilka minut padły trzy daty: 1 września, 2 września, 15 września). Na stenogramie z imienia i nazwiska wskazano tylko dwóch posłów, którzy dopytywali o datę – to Borys Budka i Janusz Korwin-Mikke (nic dziwnego, że ich odnotowano, siedzą w pierwszych ławach parlamentu).
Zamieszanie i cały chaos oddaje ten fragment stenogramu, tuż po tym, jak Witek ogłosiła głosowanie:
Janusz Korwin-Mikke: Do którego?
Borys Budka: Do kiedy, pani marszałek?
Głos z sali: Do 2 września.
Elżbieta Witek: Kto jest za?
Głos z sali: Pierwszy wniosek.
Witek: Kto jest przeciw?
Głos z sali: Do kiedy?
Witek: Kto się wstrzymał?
Krystyna Skowrońska: Pani nie umie mówić? (Oklaski)
Witek: Głosowało…
(Część posłów wstaje)
(Głos z sali: Do dymisji.)
(Część posłów skanduje: Do dymisji! Do dymisji! Do dymisji!)
Witek: Ogłaszam 15 minut przerwy. (Poruszenie na sali)
Po przerwie, która trwała nie 15 minut, a ponad dwie godziny, marszałkini Sejmu wróciła na salę z zamysłem reasumpcji. Jak stwierdziła Witek, specjalnie przejrzała stenogramy, by jeszcze się upewnić, czy doszło do uchybień, choć ostatecznie winę wzięła na siebie, to niewykluczone, że te „głosy z sali” są dowodem na to, że coś było nie tak z głosowaniem.
Wina Witek i pięciu tajemniczych prawników
– Proszę państwa, wina jest ewidentnie moja. To ja wprowadziłam w błąd posłów, mówiąc do pana Kosiniaka-Kamysza, że to ja zdecyduję, do kiedy odroczę posiedzenie. Powiedziałam, że będzie to 15 września. W związku z tym, że wniosek mówił o 2 września, a ja powiedziałam, że ja zdecyduję – to jest w stenogramie i państwo mogą to przeczytać – uznałam, po zasięgnięciu opinii Konwentu Seniorów... (by zarządzić reasumpcję – red.) – brzmiało uzasadnienie Witek.
Te wyjaśnienia są dziwne, jak na kogoś, kto kieruje Sejmem od dwóch lat. Zwłaszcza że Sienkiewicz i Kosiniak-Kamysz wnioski formalne złożyli poprawnie – podczas obrad marszałkini nie domagała się, by posłowie składali je na piśmie. Złożyli je po sobie, wcześniej Sejm nie głosował podobnych wniosków formalnych, a Regulamin Sejmu mówi jasno: „Sejm rozstrzyga o wniosku formalnym po wysłuchaniu wnioskodawcy i ewentualnie jednego przeciwnika wniosku”.
Nie ma nigdzie mowy o tym, że to marszałek Sejmu wybiera sobie termin, który zgłaszał poseł. Skąd więc ta niewiedza? Być może Elżbietę Witek, a także całe PiS, uratował chaos na sali – gdyby nie błąd polegający na niepodaniu daty, teraz sypałaby się linia obrony, a i autorzy wniosku o reasumpcję mieliby pod górkę. Trudno bowiem przypuszczać, że ktoś chciałby serwować narrację o marszałkini z dwuletnim stażem, która nie potrafi przeprowadzić prostego głosowania. Albo co gorsza: uzasadniać reasumpcję błędem Sachajki, który przed kamerami powiedział: – Nikt nie umarł. Pomyliliśmy się, przepraszam.
W całej sprawie pojawia się jeszcze jeden wątek, ponieważ zdaniem Witek nie doszło do ogłoszenia przerwy w obradach (co wynikałoby z głosowania) – zarządzono jedynie 15-minutową przerwę. Zdaniem posłów i posłanek opozycji w momencie przegłosowania wniosku o przerwę, Witek powinna przerwać obrady do 2 września. Ta twierdziła inaczej. To znowu słowa z Sejmu, gdy już stało się jasne, że będzie przeć ku powtórce głosowania: – Zasięgnęłam opinii pięciu prawników, którzy potwierdzili, że nad wnioskiem możemy głosować na tym posiedzeniu, ponieważ ono trwa.
Problem z tymi opiniami jest jeden: nikt ich jeszcze nie widział. Wprost.pl zwróciło się do Centrum Informacyjnego Sejmu o ich udostępnienie tuż po zamieszaniu z 11 sierpnia i jak dotąd nie otrzymaliśmy odpowiedzi. Możliwe, że w niedalekiej przyszłości upublicznią je posłowie KO Dariusz Joński i Michał Szczerba, którzy domagali się jego ujawnienia (w czwartek dotarli do dokumentu z wnioskiem o reasumpcję).
Opinie prawników mogą być ciekawą lekturą – jeśli przeczytamy w nich tylko, że marszałkini miała prawo do reasumpcji, pojawi się argument pt. „a w sprawie Gawłowskiego” będzie można czuć niedosyt i to spory. Brak szerszego uzasadnienia (sam wniosek o reasumpcję miał całe jedno zdanie) spowoduje, że w sprawie pojawi się jeszcze więcej znaków zapytania. Zwłaszcza że nie wiadomo, jak interpretować wyniki pierwszego głosowania w sprawie przerwy (powtórzonego) – czy błąd marszałek nie powinien zostać naprawiony od razu, a nie po dwóch godzinach?
Czytaj też:
Nagrano moment, gdy opozycja krzyczała w kierunku Kukiza. Poseł zareagował jednym gestem