Sejm w poniedziałek 6 września zajął się rozpatrzeniem rozporządzenia prezydenta o wprowadzeniu stanu wyjątkowego w ponad 180 miejscowościach przy granicy z Białorusią (chodzi o pas przygraniczny w województwach podlaskim i lubelskim). Stan wyjątkowy obowiązuje już od 3 września, ale Sejm ma prawo do uchylenia tej decyzji prezydenta (bezwzględną większością głosów w obecności co najmniej połowy posłów).
W parlamencie głos w sprawie stanu wyjątkowego zabrał nie prezydent Andrzej Duda, a szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego, prezydencki minister, Paweł Soloch, który uzasadniał, dlaczego zdecydowano się na taki krok. Jak mówił, decyzję w tej sprawie podjęto ze względu na działania białoruskiego reżimu, który celowo przewozi migrantów pod granice, by wywierać presję na Polsce.
– Modus operandi (łac. sposób działania) białoruskich władz każe zakładać, że ich intencją jest doprowadzenie do przesilenia migracyjnego, takiego, z jakim mieliśmy do czynienia z w 2015 roku. Co, jak pamiętamy, powodowało nie tylko kryzys humanitarny, ale i kryzys polityczny w Unii Europejskiej – mówił Soloch.
Sejm o stanie wyjątkowym. Szef BBN uzasadnia jego wprowadzenie
Paweł Soloch dowodził, że Polska – patrząc na obecną sytuację – spodziewa się dalszego zwiększenia „presji migracyjnej” przez reżim w Mińsku, a w efekcie: wystąpienia nieprzewidywalnych sytuacji kryzysowych.
– Drugim elementem, korelującym z kryzysem migracyjnym, jest ćwiczenie Zapad. Te ćwiczenia przyjmowały zawsze agresywny przeciwko państwom zachodnim charakter – powiedział Soloch, dodając przy tym: – Niepokoi nas to, że po raz pierwszy będą na taką skalę (manewry Zapad – red.), to jest skala największa od 1991 roku, ponad 200 tys. żołnierzy.
Czytaj też:
Stan wyjątkowy pod lupą RPO. Marcin Wiącek ma poważne zastrzeżenia ws. ograniczeń dla dziennikarzy