Gazeta podaje, że do wtorkowej licytacji nie stanęła żadna firma, która zechciałaby odkupić sprzęt. Jak odnotowuje dziennik, licytacja trwała przez to niecałą minutę. Na miejscu nie było także właściciela spółki E&K, która przed rokiem sprzedała respiratory Ministerstwu Zdrowia.
– To jest szmelc. Respiratory nie mają gwarancji producenta, nie mają zgody na użytkowanie na terenie Unii Europejskiej. I najważniejsze: nie są dopuszczone do użytkowania w warunkach szpitalnych, tylko do wentylacji domowej – skomentował w rozmowie z gazetą poseł Koalicji Obywatelskiej Michał Szczerba. Gazeta informuje, że i ona zweryfikowała informacje przekazane przez posła, dochodząc do podobnych ustaleń. Oznacza to, że do licytacji nie stanie prawdopodobnie żaden szpital.
„Gazeta Wyborcza” informuje ponadto, że teraz respiratory zostaną wystawione na sprzedaż za niższą cenę. Ma to być prawdopodobnie kwota o ponad 10 razy niższa niż ta, którą zapłaciło MZ. We wtorek respiratory wystawione były za kwotę 30 tys. zł za sztukę, co już było kwotą o ponad siedem razy niższą od ceny pierwotnego zakupu – oblicza dziennik.
Afera respiratorowa
Zakup respiratorów przez Ministerstwo Zdrowia z wiosny 2020 roku, czyli z początku pandemii koronawirusa w Polsce, to sprawa, która co jakiś czas powraca. Rok temu ujawniono, że resort zdrowia kupił ponad tysiąc respiratorów, wydając 200 mln zł. Wszystko działo się jeszcze, gdy ministerstwem kierował Łukasz Szumowski, a za podpisanie kontraktu odpowiedzialny był Janusz Cieszyński, wówczas wiceminister zdrowia.
Afera wybuchła, gdy okazało się, że respiratory kupowano od firmy E&K, którą kierował m.in. handlarz bronią, a resort otrzymał jedynie 200 z 1241 zamówionych respiratorów. W dodatku wyszło na jaw, że urządzenia nie posiadały odpowiedniej dokumentacji, choć na konto handlarza trafiły 154 mln zł. Z ostatnich informacji przekazanych przez MZ wynika, że resort odzyskał połowę kwoty, którą wówczas zapłacił. Część reszty zobowiązania miała pokryć licytacja.