Choć w maju Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej nakazał natychmiastowe wstrzymanie wydobycia w kopalni do czasu wydania wyroku, rząd Mateusza Morawieckiego poinformował, że węgiel wciąż będzie wydobywany. Jednocześnie Polska przystąpiła do rozmów z Czechami. Wciąż jednak nie doszło do porozumienia, a 20 września TSUE postanowił, że Polska ma płacić Komisji Europejskiej 500 tys. euro dziennie za niewdrożenie środków tymczasowych i niezaprzestanie wydobycia.
Czytaj też:
Prezydent przedłuży stan wyjątkowy? Zybertowicz: Część wiedzy zachowuje dla siebie
Prof. Andrzej Zybertowicz, przyznał, że sytuacja jest niepokojąca. – Jeśli przyjrzeć się bliżej temu sporowi, można wskazać, gdzie Polska popełniła błędy, z kolei po stronie czeskiej widać usztywnienie związane z nadchodzącymi wyborami. To niestety, pod pewnymi względem przypomina relację Polski z Izraelem, który ma nader niestabilną scenę polityczną. Antypolonizm jest tu kartą w grze. Społeczeństwo izraelskie dzieli się na tych, co mają wielki sentyment do Polski i tych, którzy żywią do nas urazę – ocenił.
Jak jednak dodał, nie możemy ulec naciskom ze strony Unii Europejskiej.
– W przypadku Czech to niedobrze, że skłóciliśmy się z bliskim nam kulturowo i handlowo sąsiadem, musimy się dogadać, ale nie możemy ulec unijnemu szantażowi – podkreślił.
Przyznał też, że „w tym regionie działają też kopalnie innych krajów, wywierając negatywny wpływ na środowisko i nikomu o tym się nie mówi, a tylko nasza ma zostać zamknięta”.
– Zastanawiam się, ile by kosztował wstrząs dla systemu energetycznego, gdybyśmy zatrzymali Turów z dnia na dzień i musielibyśmy kupować prąd od sąsiadów, np. z Niemiec, przynajmniej do czasu, gdy nasz system dostosowałby się do wymuszonych zmian. Warto policzyć, ile by to kosztowało – podsumował.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.