Stan wyjątkowy wprowadzony 2 września najpierw na 30 dni, a potem przedłużony o kolejne 60, w pasie przygranicznym z Białorusią, zakłada, że wstępu na tereny nim objęte nie mają także media. Dziennikarze nie mogą pojawiać się w ponad 180 miejscowościach w woj. podlaskim i lubelskim (oraz obszarach je okalających). Zaraz po jego wprowadzeniu kilkadziesiąt redakcji i organizacji, w tym Wprost, zaapelowały do rządu, by jednak dopuścił media do relacjonowania wydarzeń z granicy polsko-białoruskiej.
Podobne apele do rządu w Warszawie wystosowały Komisja Europejska i Parlament Europejski, jednak jak dotąd polskie władze nie zmieniły zdania.
Kryzys na granicy z Białorusią. Mazurek do wiceministra: To jest gorsze niż wojna w Iraku?
Do tego, że media nie mają wstępu na te obszary, nawiązał w RMF FM Robert Mazurek. Pytał gościa programu, wiceministra spraw zagranicznych Pawła Jabłońskiego: – To, co się dzieje na granicy z Białorusią, jest gorsze niż wojna w Iraku czy Afganistanie?
Polityk odpowiedział pytaniem na pytanie, chciał, by prowadzący doprecyzował „w jakim sensie gorsza”. – Chyba jest gorsze, dlatego, że wtedy, w Iraku i w Afganistanie byli dopuszczeni dziennikarze, akredytowani (...) w tej chwili do strefy stanu wyjątkowego nie może wjechać żaden dziennikarz – rzucił Mazurek.
Jak wskazał wiceszef MSZ, dziennikarze w wymienionych przez prowadzącego państwach „nie byli dopuszczani wszędzie”. Mazurek nie dał mu jednak dokończyć, ponieważ wtrącił: – Przepraszam, nie chodzi o to, aby oni wchodzili pod kule, ale by mogli relacjonować. Czyli robić to, do czego są powołani.
Media w strefie stanu wyjątkowego? Monolog Mazurka: Dziecinada, koniec, kropka
Zdaniem Pawła Jabłońskiego media, gdy mogły relacjonować sytuację na granicy, robiły to często w sposób nierzetelny i dlatego też zdecydowano się na taki krok. – Niestety, doświadczenia ostatnich tygodni, gdzie dziennikarze mieli całkowicie swobodny dostęp, pokazywały, że obecność mediów nie służy rzetelnemu informowaniu społeczeństwa, niestety, było to nadużywane w bardzo mocny sposób – mówił polityk.
Wtedy Robert Mazurek wygłosił pewien monolog, w którym zawarł pewien pomysł na to, jak tę sytuację rozwiązać. Przytaczamy całą wypowiedź prowadzącego rozmowę:
– Ta rozmowa przybiera taki oto ton, ja to już słyszałem parę razy, wy to cały czas mówicie: „Ponieważ, jakiś dziennikarz był nierzetelny – to wasza ocena – to my w związku z tym nie wpuścimy tam nikogo”. Wie pan, niech się pan nie gniewa, to jest dziecinada, i mam wrażenie, że to nie służy waszej wiarygodności. Jeżeli mówicie, robimy wszystko legalnie, robimy wszystko tak, że nie mamy się czego wstydzić, to ja nie mówię: wpuśćcie tam każdego, kto machnie jakąś śmieszną legitymacją, bo sobie ją zrobił przed chwilą na drukarce. Nie, nie o to mi chodzi. Zróbcie po prostu tak, jak się robi w każdej sytuacji nadzwyczajnej: akredytowani dziennikarze. Nie Mazurek, okej. Akredytowani dziennikarze niech tam sobie pojadą, niech to zobaczą. Jeżeli któryś będzie nierzetelny, to mu się odbiera akredytację, wywozi za frak, za strefę i się mówi: „Nie, już pan nigdy nie dostanie żadnej akredytacji z MSZ”. Koniec, kropka. Tak się robi na całym świecie.
Jabłoński zarzuca mediom, że nie opisały procederu sprowadzania ludzi na Białoruś. Mazurek:
Po takim przedstawieniu sprawy Jabłoński przyznał, że rozumie „tę potrzebę” dziennikarzy, że chcieliby być tam obecni. Ledwo jednak polityk zaczął, a Mazurek wtrącił: – Nie, panie ministrze, to naprawdę nie chodzi o moją ciekawość świata.
Chwilę później polityk poprawił się, mówiąc: – Tak, z punktu widzenia dziennikarzy i z punktu widzenia odbiorców materiałów, które dziennikarze przygotowują.
– Z punktu widzenia pańskich wyborców również – wtrącił Mazurek. – Ja nie lubię wchodzić w taką rolę, że ja recenzuję pracę dziennikarzy. Czasami jestem o to proszony, a wręcz skłaniany do tego, żeby to robić. Tu ograniczę się do jednego stwierdzenia, do jednego prostego faktu. Mieliśmy tam bardzo swobodny dostęp mediów przez długie tygodnie, w tym samym czasie, niezależne źródła z drugiej strony granicy, w tym międzynarodowe, informowały ze szczegółami, jak wygląda ten proceder, jak jest organizowany, kto za tym stoi (...). Czy w polskich mediach powstał choć jeden materiał pogłębiony, który wskazywałby na całą organizację tego procederu? Ja sobie tego nie przypominam – podsumował Jabłoński.
Taka teza nie pozostała bez riposty Mazurka, który skwitował:
– Pan tutaj wysuwa potworne oskarżenia pod adresem Jacka Kurskiego. Dlaczego Jacek Kurski tego nie zrobił? Dlaczego media narodowe tego nie zrobiły?
Jabłoński tłumaczył się, że nie wysuwa żadnych oskarżeń i „nie chce wchodzić w rolę recenzenta pracy dziennikarzy”.
Czytaj też:
Kłótnia na antenie TVN24. Dziennikarka do wiceministra: Proszę nas nie obrażać