– Kamil Bortniczuk może być jednym z najlepszych ministrów sportu – zachwala swojego kolegę partyjnego Adam Bielan, lider Partii Republikańskiej. I wylicza: „Rozumie sport, ma dobre kontakty ze związkami sportowymi, zna ważnych działaczy. Wie jakie są bolączki sportu zawodowego i ma pomysły na rozwój sportu masowego”.
Oddanie Ministerstwa Sportu ludziom Adama Bielana w zamian za ich głosy, to element nowej układanki politycznej, koniecznej po odejściu z rządu Jarosława Gowina. Prezes PiS Jarosław Kaczyński musi zapewnić większość rządowi, jeżeli cokolwiek chce jeszcze zrobić w tej kadencji parlamentu. I z rozmaitych kalkulacji wyszło mu, że kilkuosobowa grupa Adama Bielana jest na tyle istotna, iż warto przydzielić jej resort do zarządzania.
Dla kierownictwa PiS koszt tej operacji jest w gruncie rzeczy niewielki. Resort sportu nigdy nie był uważany za ważny. – Ministerstwa siłowe, służby, Ministerstwo Sprawiedliwości, to są resorty, w których się robi politykę – mówi polityk PiS.
Dlatego w przeszłości ministerstwo sportu, jeśli w ogóle istniało, to trafiało częściej do osób związanych ze sportem, a rzadziej z polityką.
– A to błąd, bo w tym resorcie potrzebna kogoś, kto umie wyrwać pieniądze, pohandlować na posiedzeniu rządu, i ma swoje polityczne zaplecze – mówi nam polityk obozu rządzącego.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.