W jeden dzień, czyli w środę, pojawiła się informacja o tym, że projekt umożliwiający pracodawcom sprawdzenie, czy pracownik jest zaszczepiony, wylądował w koszu. I chwilę potem, że jednak trafi do Sejmu. Po pierwszej informacji pojawiały się ostre komentarze, że rząd skapitulował przed antyszczepionkowcami, a dla PiS ważniejsza jest część elektoratu niż zdrowie i życie Polaków. Wtedy posłowie PiS Czesław Hoc i Paweł Rychlik ogłosili, że projekt zostanie zgłoszony. Konferencję zakłócił poseł Artur Dziambor z Konfederacji, który oburzał się, że PiS chce „segregacji sanitarnej”.
Wiadomo jednak, że sam klub PiS też jest podzielony jeżeli chodzi o nowe przepisy. I to mocno. Niektóre media sugerowały, że Anna Siarkowska, jedna z czołowych przeciwniczek projektu, liczy na „bunt” w partii. Informację, że projekt trafi do Sejmu, skomentowała krótko: „Chyba kogoś Bóg opuścił”. Wtórował jej poseł Sławomir Zawiślak, który wyraził swoje „stanowcze nie” dla „segregacji sanitarnej”. „Nie wolno dzielić narodu polskiego, który – jak potwierdza historia – tylko zjednoczony może pokonać wszelkie przeciwności” – napisał górnolotnie. I stwierdził przy tym, że jego pogląd ma „duże poparcie w klubie PiS”.
Z kolei senator PiS Marek Martynowski ogłosił, że posłowie wycofują swoje podpisy pod projektem i nie wiadomo, czy „ten projekt poselski był omawiany w kierownictwie”. – Klub mnie poinformował, że nikt się nie wycofał – zaprzecza w rozmowie z nami poseł Paweł Rychlik. – Przede wszystkim trzeba nad tym projektem siąść, pochylić się, mam nadzieję, że to nastąpi w komisjach sejmowych. Potem wypracować jakieś rozwiązania. Nie chciałbym oceniać czyjejś oceny, każdy ma swoje zdanie – dodaje.
Ilu posłów klubu PiS nie poprze projektu? „Po owocach ich poznacie”
– Sądzę, że ten projekt powstał w Ministerstwie Zdrowia, a jest tylko składany w trybie poselskim – mówi nam posłanka Anna Siarkowska. Domyśla się, że treści projektu nie znali do końca nawet posłowie, którzy go ogłaszali. Przyznaje, że sama też go nie widziała. Choć jednoznacznie stwierdza, że część posłów klubu PiS „nie zgadza się z samymi założeniami projektu”, o których dowiedzieli się z mediów. – Nie jestem sama, wbrew pozorom. Jest wielu posłów, którzy myślą podobnie – podkreśla.
Posłanka Siarkowska sugeruje, żeby sprawdzić, kto z klubu PiS głosował w październiku „za” rozszerzeniem obrad o pierwsze czytanie poselskiego projektu ustawy Stop segregacji sanitarnej. Było to 13 posłów, wśród nich Zbigniew Ziobro, Janusz Kowalski, Michał Woś i inni politycy Solidarnej Polski, ale też posłanka PiS Agnieszka Górska (we wrześniu 2020 r. prezes PiS zawiesił ją za głosowanie przeciwko tzw. piątce dla zwierząt), warszawski poseł PiS Paweł Lisiecki, posłanka Teresa Hałas (również zawieszona w 2020 r.), poseł Sławomir Zawiślak (także zawieszony) i sama posłanka Siarkowska. Poza tym 9 posłów wstrzymało się od głosu.
– Też są takie osoby, które wtedy głosowały razem z klubem, ale mówią, że absolutnie tego projektu, który jest teraz proponowany, nie poprą. Nie chcę podawać nazwisk, bo uważam, że każdy powinien na własną rękę to komunikować albo wyrazić w głosowaniu – mówi dalej posłanka Siarkowska. – Ponieważ większość opozycji jest za takimi segregacyjnymi, dyskryminacyjnymi rozwiązaniami, to zapewne ten projekt znalazłby większość w Sejmie. Natomiast, jak wiemy, ta większość sejmowa jest potrzebna nie tylko przy tej jednej ustawie. Uważam, że należy się liczyć z posłami klubu PiS i należałoby z nami rozmawiać – dodaje.
Posłanka PiS uważa, że minister zdrowia nie powinien „pomijać” w rozmowach polityków, dzięki którym został szefem resortu. – Minister Niedzielski powinien o tym bardzo mocno pamiętać, bo kiedy się pojawi, a prędzej czy później na pewno się pojawi, wniosek o jego odwołanie, to będzie musiał zabiegać także o nasze głosy – stwierdza. – Chyba że będzie liczył na głosy opozycji, ale to już wybór pana ministra Niedzielskiego – oznajmia. Dodaje jednak, że nie chodzi o wniosek, który mogliby złożyć posłowie klubu PiS, bo „co chwilę pojawia się ze strony opozycji wniosek o odwołanie jakiegoś ministra”.
Opozycja najpierw chce poznać projekt. „Jedna ustawa nie zmieni sytuacji”
Opozycja nie zapowiada jednoznacznego „tak” dla proponowanych przepisów. – Najpierw zapoznamy się z projektem, później będziemy zapewne proponować poprawki i na końcu podejmiemy decyzję. Natomiast jedno jest faktem, że to, co się dzieje wokół tego projektu, to nie jest kwestia sporu dotyczącego sytuacji pandemicznej. To typowy spór polityczny wewnątrz obozu władzy, który się rozpada – mówi nam rzecznik PO Jan Grabiec. – Takie ustawy są pretekstem do wewnętrznej wojny. My w tej wojnie nie chcemy brać udziału – zaznacza.
Jak mówi Grabiec, rząd zaniedbał wiele działań, które powinny zostać podjęte kilka miesięcy temu. I to mimo że niektóre były rekomendowane przez działającą przy premierze Radę Medyczną. – Ta jedna ustawa nie zmieni zasadniczo sytuacji, nie ma bezpośredniego wpływu na rozwój pandemii. Potrzebne są dziesiątki rozwiązań, o których mówili eksperci – zauważa. – Tego nie ma, a zamiast tego jest wojna o drobną ustawę, co jest przejawem kryzysu tego rządu. Martwi nas to, że rząd nie jest w stanie od miesięcy zrobić żadnego ruchu jeżeli chodzi o sytuację pandemiczną – ocenia.
– Widać, że pan minister Ziobro podkłada miny pod premierostwo Morawieckiego – stwierdza rzecznik PO. – Okazuje się, że jego siła jest większa niż premiera Morawieckiego. Stąd te problemy, zmiany stanowiska. Myślę, że do kolejnego posiedzenia Sejmu będziemy świadkami jeszcze różnych zwrotów – dodaje, odnosząc się do wczorajszych zawirowań wokół projektu.
Posłanka Siarkowska sięga po wojenne porównania. „Nasuwają się same”
Jednak co właściwie oznacza to, że przeciwnicy projektu mają „duże poparcie” w klubie PiS? – Po owocach ich poznacie. Nie będę deklarowała żadnej ilości. To wszystko okazuje się w głosowaniach – odpowiada posłanka Siarkowska. – To jest rzecz płynna, ona się może zmieniać. Miałam wczoraj deklaracje ze strony różnych posłów, których wcześniej nie podejrzewałam, że będą wspierać takie prodemokratyczne i antysegregacyjne rozwiązania. Mówili mi, że takiej ustawy nie poprą – zdradza.
– Oczekujemy tego, żeby państwo, służba zdrowia i jego organy sprawnie działały, żeby ludzie byli leczeni. Żeby uszanowano prawa i wolności obywatelskie – zaznacza. – Uważam, że to jest skandal, że o tym projekcie rozmawiamy. Na polskiej ziemi, gdzie doświadczyliśmy tragedii II wojny światowej, segregacji o nieco innym wówczas charakterze, doświadczyliśmy koszmaru komunizmu. I również różnych dyskryminacyjnych rozwiązań, które były wtedy wprowadzane – stwierdza. I dodaje, że nie widzi nic niestosownego w wojennych porównaniach, bo takie analogie „nasuwają się same” i „nie są naciągane”.
Czytaj też:
Terlikowski ostro o ograniczeniach dla zaszczepionych: Czekamy aż pandemia zabije, kogo ma zabić