– To największe wyróżnienie dla działacza. Młode pokolenie przebiło dzisiaj szklany sufit, wypełniło wolę wyborców – mówił Władysław Kosiniak-Kamysz sześć lat temu, gdy przejmował stery w Polskim Stronnictwie Ludowym.
Zmiana przywództwa nastąpiła w trudnym dla ludowców momencie, tuż po wyborach parlamentarnych i przejęciu władzy przez PiS. Wynik okazał się dużym rozczarowaniem. Stronnictwo uzyskało zaledwie 5,13 proc. głosów (najmniej od 1989 r.), i ledwo prześlizgnęło się nad progiem wyborczym. Po ośmiu latach współrządzenia z Platformą, partia musiała znaleźć dla siebie nowe miejsce po stronie opozycji.
Nowe PSL
Kosiniak-Kamysz zapowiadał jednoczenie szeregów i „odnawianie więzów, które może zostały gdzieś nadszarpnięte”. Obiecywał, że „z całą determinacją” będzie chciał „gromadzić wokół PSL organizacje pozarządowe i ruchy społeczne”. Polityk wskazywał na potrzebę zmian i roztaczał wizję nowego. – „Ludowy” nie znaczy tylko „wiejski”, znaczy też „powszechny”. I takie będzie PSL – mówił. Jednocześnie podkreślał, że „nie wyprowadzi sztandaru PSL”.
Kosiniaka-Kamysza jako lidera PSL dobrze ocenia prof. Ewa Marciniak, politolożka z Uniwersytetu Warszawskiego. – Jego wypowiedzi i działania, oczywiście skromne jak na możliwości małej partii opozycyjnej, cechuje zrównoważenie intelektualne, ideowe i polityczne. Tak, jak czasami dwa nazwiska równoważą energię człowieka, tak u Kosiniaka-Kamysza aktywność polityczna jest równoważona jego energią w tych trzech wymiarach – mówi w rozmowie z „Wprost” ekspertka.
Wzloty i upadki
Prof. Marciniak zwraca też uwagę na „duży poziom kooperacyjności” lidera PSL. Jako prezes w dużej mierze musiał koncentrować się na przebudowie partii i poszukiwaniu nowych sojuszników. Na początku 2018 r. po odejściu Mieczysława Baszki do PiS, klubowi parlamentarnemu groził rozpad. Udało się go jednak uratować dzięki wsparciu Michała Kamińskiego z Unii Europejskich Demokratów. Chwilę później PSL i UED połączyły siły i powołały klub, w którym znaleźli się wszyscy przedstawiciele obu partii. Ten sojusz trwa do dziś.
W wyborach samorządowych w 2018 r. PSL wystartowało samodzielnie. W wyborach do sejmików uzyskało trzeci wynik w skali kraju (12,07 proc.), co przełożyło się na 70 mandatów i pozwoliło na współrządzenie w połowie województw. Z kolei w wyborach do Parlamentu Europejskiego w 2019 r. startowali w ramach Koalicji Europejskiej z PO, Nowoczesną i Zielonymi (zdobyli trzy mandaty). Ale już zaraz po wyborach lider PSL przyznał w TVN24, że „za dużo było ideologii i skrętu w lewo, niepotrzebne było wzięcie na sztandary różnych spraw ideologicznych, np. karty LGBT”. Korekta nastąpiła szybko. „Jesteśmy partią konserwatywną, jeśli ktoś ma szanse uszczknąć coś PiS, to właśnie my, ale żeby to się udało, musimy być po tej samej stronie, musimy bronić tych samych wartości i tradycji co PiS” – przekonywał w lipcu w rozmowie z „Newsweekiem” prezes PSL.
Jednak ta współpraca jeszcze długo odbijała się Kosiniakowi-Kamyszowi czkawką. Nieraz musiał tłumaczyć, że nie jest „tęczowym Władkiem” jak nazywali go politycy PiS i TVP. Wypominali mu to też w kampanii prezydenckiej, która mimo dobrego startu i sporych nadziei, zakończyła się dla niego dotkliwą porażką (zdobył zaledwie 2,37 proc. głosów).
Polityczne centrum
Wobec tego nie pozostało ludowcom nic innego jak umoszczenie się w centrum sceny politycznej. PSL zacieśniło współpracę z UED i powołało do życia Koalicję Polską. Twór wzmocnili dwaj wyrzuceni z Platformy konserwatyści: Marek Biernacki i Jacek Tomczak, a także Radosław Lubczyk (wcześniej w Nowoczesnej). W końcu do koalicji dołączył Kukiz’15. Wszystkie te ruchy sprawiły, że w wyborach parlamentarnych koalicja zdobyła 8,55 proc. głosów. Współpraca z Pawłem Kukizem, delikatnie mówiąc, do najprostszych nie należała i zakończyła się po roku.