Marek Suski, poseł Prawa i Sprawiedliwości, w czwartek ogłosił plany partii dotyczące polskiej muzyki w rozgłośniach radiowych, ale nie tylko. Politykowi – trudno ocenić, czy przypadkiem, czy też było to zaplanowane – wymsknęło się... ile osób mogło być inwigilowanych w Polsce.
Dziennikarze dopytywali go o pomysł powołania sejmowej komisji śledczej ds. podsłuchów, a ten odpowiedział:
– Na posiedzeniu komisji zajmowaliśmy się tym tematem i mogę państwa zapewnić, że mówienie jakiejś masowej inwigilacji to jest wymysł z księżyca, bo to były niewielkie ilości, nieprzekraczające kilkuset osób w ciągu roku, a nie milionów.
Suski dodał jeszcze, że dokładnych danych nie poda, ponieważ te są tajne. Tą konkretną wypowiedzią posła zainteresowano się nie tylko z powodu doniesień o inwigilowaniu m.in. Krzysztofa Brejzy przy użyciu Pegasusa, ale też dlatego, że Suski zasiada w sejmowej Komisji ds. Służb Specjalnych.
Suski tłumaczy się ze słów o inwigilacji. Komisja i tak zaprosiła go na spotkanie
Onet zwrócił się do Marka Suskiego z prośbą o to, by doprecyzował, co w zasadzie miał na myśli. Polityk w wymianie SMS-ów z dziennikarzem portalu stwierdził:
„Zjawisko inwigilacji pochodzi z czasów rządu PO-PSL. Obecnie nie występuje. Dziś kontrole operacyjne są prowadzone na wniosek prokuratury i za zgodą sądu. Co do ilości to od kilku do kilkuset rocznie. Pozostałe informacje są niejawne”.
Choć Suski próbował w jakiś sposób tą wypowiedzią wybrnąć z sytuacji, to możliwe, że tymi kilkoma zdaniami narobił sobie problemów. W rozmowie z Onetem szef senackiej komisji ds. nielegalnej inwigilacji (zajmującej się sprawą Pegasusa) ogłosił, że wysłał Suskiemu zaproszenie „na posiedzenie komisji”.
W rozmowie z portalem poseł PiS stwierdził, że nic o tym zaproszeniu nie wiedział.
Czytaj też:
Giertych odpowiada na „rewelacje” Suskiego. „A już czułem się wyjątkowy”