W poniedziałek 24 stycznia o godzinie 6 rano strajk generalny rozpoczęli pracownicy Solaris Bus&Coach, czyli spółki produkującej autobusy. Strajkujący domagają się wyższych wynagrodzeń i zapowiadają, że będą strajkować do skutku. Jeszcze przed rozpoczęciem strajku firma stwierdziła, że podniosła pensje i apelowała, aby wrócić do rozmów. Pracowników to nie przekonało. Organizatorami strajku są Solidarność i OPZZ „Konfederacja Pracy”.
O pomoc w rozwiązaniu konfliktu w Solarisie Włodzimierz Czarzasty i Robert Biedroń zwrócili się do premiera Hiszpanii Pedro Sancheza, bo to właśnie hiszpańska grupa CAF posiada 100 proc. udziałów w spółce Solaris Bus&Cocach. Natomiast premier Hiszpanii należy do socjaldemokratycznego ugrupowania, które razem z Nową Lewicą jest częścią Partii Europejskich Socjalistów.
Czarzasty i Biedroń piszą do premiera Hiszpanii
Liderzy Nowej Lewicy przekazali tę informację po spotkaniu z zastępcą ambasadora Hiszpanii w Polsce Agustinem Anguerą. Jednym z tematów rozmowy był strajk w Solarisie. – Dzisiaj wysyłamy list do Pedro Sancheza jako szefa hiszpańskiej socjaldemokracji, premiera hiszpańskiego rządu, z prośbą o wsparcie nas, szukanie dialogu między pracodawcą a pracownikami – ogłosił po spotkaniu Biedroń. Jak dodał, do poniedziałku nie doszło do spotkania między zarządem firmy a pracownikami.
Włodzimierz Czarzasty przypominał, że ambasador Hiszpanii wie o problemie, bo w swoim przemówieniu po hiszpańsku nagłośniła go posłanka Magdalena Biejat. Dodał też, że chodzi o to, aby zarząd Solarsia potraktował pracowników w „godny sposób”, czyli usiadł z nimi do stołu. – W jaką to stronę pójdzie po tych spotkaniach? To już jest sprawa pracowników i zarządu. Nikt w to nie ma zamiaru ingerować, ale na to, żeby się spotkali, mamy prawo zwrócić uwagę socjaldemokracji hiszpańskiej – zaznaczył Czarzasty.
Strajk w Solarisie. Związkowcy mówili o „oszukanej załodze”.
O kulisach referendum strajkowego pisaliśmy we „Wprost”. Negocjacje dotyczące wzrostu wynagrodzeń rozpoczęły się we wrześniu ubiegłego roku. Związkowcy domagali się początkowo wzrostu wynagrodzenia o 800 zł brutto, później o 400 zł. Jeszcze przed zakończeniem referendum strajkowego w firmie (14 stycznia) Solaris ogłosił, że wprowadzi procentowe podwyżki. Pracownikom przyznano 5 proc. wynagrodzenia zasadniczego, ale nie mniej niż 270 zł brutto, natomiast OPZZ podkreśliło, że stało się to bez podpisywania porozumienia ze związkowcami.
Ta propozycja nie zadowoliła pracowników, która przekonywała, że firmę stać na wyższe podwyżki. „OPZZ apeluje do pracodawcy, by nie dopuścił do strajku generalnego i zakończył spór. Apeluje również o wsparcie do wszystkich, którzy mogą zapobiec narastaniu konfliktu i mogą wpłynąć na jego szybkie rozwiązanie” – napisano w styczniowym komunikacie.
Firma Solaris przesłała nam stanowisko, w którym wskazała już na wstępie, że „w pełni respektuje prawo organizacji związkowych do podjęcia strajku”, ale jednocześnie wyraziła żal, że „strona Związkowa zdecydowała się na podjęcie, w naszym odczuciu nieproporcjonalnych działań, jakim jest decyzja o strajku”.
Czytaj też:
W Solarisie strajk. A o podwyżki zawalczą też robotnicy z fabryk w Tychach i Bielsku Białej