16 lutego był wskazywany jako dzień, w którym Rosja może dokonać inwazji na Ukrainę. Tę datę poprzedziły przeciągające się tygodniami serie spotkań urzędników najwyższego szczebla z wielu państw, na czele z prezydentem USA Joe Bidenem. Ich cel był oczywisty – rozmowy miały doprowadzić do deeskalacji napięcia generowanego przez kraj Władimira Putina. Niepewność była potęgowana przez rozdźwięk między zapewnieniami rosyjskich urzędników, którzy przekonywali, że nie dążą do konfliktu, a konkretnymi działaniami o charakterze militarnym.
Na zdjęciach satelitarnych wyraźnie widać koncentrację sił Federacji Rosyjskiej przy granicy z Ukrainą. W ostatnich dniach prowadzone są również ćwiczenia rosyjsko-białoruskie na terytorium Białorusi. I chociaż pojawiło się zapewnienie, że po zakończeniu manewrów żołnierze Rosji wrócą do swoich baz, niezaprzeczalnym faktem jest to, że Ukrainę okalają tysiące obcych wojskowych.
Przemówienie Joe Bidena. W jaki sposób prezydent USA rozłożył akcenty?
We wtorek 15 lutego w godzinach wieczornych czasu polskiego Joe Biden wygłosił przemówienie. Prezydent nakreślił – bez przedstawiania szczegółów, ale dobitnie – w jaki sposób zareagują Stany Zjednoczone, jeżeli Rosja zdecyduje się dokonać inwazji na Ukrainę.
Joe Biden strategicznie rozłożył akcenty swojej wypowiedzi. Z jednej strony pojawiało się widmo nałożenia niszczycielskich wręcz sankcji na Rosję, które wykluczą ją z konkurowania z innymi gospodarkami na wielu płaszczyznach. Z drugiej strony – Joe Biden „wyciągał rękę”, wskazując, że furtka do dyplomatycznego rozwiązania kryzysu wciąż jest otwarta.