Rozmowa rozpoczęła się od pytania prowadzącego o „kryzys rosyjsko-ukraiński”. Donald Tusk zwrócił uwagę na to sformułowanie, które jego zdaniem jest nieadekwatne do opisu sytuacji na Ukrainie. – Musiałbym prosić o nieużywanie tego terminu. To się przyjęło, cały świat lubi używać tego jednak fałszywego określenia. To jest agresja Rosji na Ukrainę – wyprostował przewodniczący Platformy Obywatelskiej. Tusk tłumaczył, że w ludziach jest skłonność do wypierania ponurych faktów, ale trzeba nazwać rzeczy po imieniu.
– To już nie jest kwestia interpretacji. Zaczęła się wojna, wjechały czołgi, jedno państwo zaatakowało drugie. Lider, czy dyktator tego państwa, Putin, wprost kwestionuje sens istnienia Ukrainy. W jego słowa widać już nie tylko chęć zagarnięcia wschodniej części Ukrainy. Każde jego wystąpienie w ostatnich latach to kwestionowanie państwa Ukraińskiego – mówił w „Rozmowie Piaseckiego” na antenie TVN24 Donald Tusk.
Tusk: Jesteśmy na początku galopującej wojny
Prowadzący zwrócił uwagę, że konflikt w Ługańsku, Doniecku, na Krymie, trwa już od 2014 roku, a sytuacja trwała w swego rodzaju stanie „zamrożenia”. - Tam właściwie każdego dnia ludzie giną - zaznaczył Tusk. Dodał, że jego zdaniem konflikt „czekał” na eskalację, a Putin nie był wcale zainteresowany doprowadzeniem do pokoju. - Obawiam się, że jesteśmy na początku tego niebezpiecznego zjawiska, jakim jest ta nie pełzająca, ale galopująca wojna - mówił Tusk.
Lider PO stwierdził, że Putin „w jakimś sensie nie kłamie”. Zwrócił uwagę na słowa liderów separatystycznych republik, którzy twierdzą, że ich tereny obejmują całe obwody. Jego zdaniem to otwiera drogę Rosji do militarnego przejęcia większych połaci Ukrainy. Zaznaczył, że prezydent Rosji od lat mówi o Ukrainie pogardliwie, a jej państwowość uznawał za coś niesprawiedliwego i ahistorycznego. - W moim przekonaniu wyraża on niestety opinię bardzo wielu Rosjan - wskazał.