Zgwałcone Ukrainki pytają o aborcję w Polsce. „Trafiają z piekła wojny do polskiego piekiełka”

Zgwałcone Ukrainki pytają o aborcję w Polsce. „Trafiają z piekła wojny do polskiego piekiełka”

Anita Kucharska-Dziedzic
Anita Kucharska-Dziedzic Źródło: lewica.org.pl
Gdy te kobiety i dziewczynki trafiają do Polski, często dopiero tu się orientują, że są w ciąży z gwałtu. Ale według oficjalnej wiedzy prokuratorów nie ma w Polsce ani jednej zgwałconej Ukrainki. To niewiarygodne, tylko my od lat żyjemy w takiej fikcji. Udajemy, że nie ma gwałtów, nie ma niechcianych ciąż – mówi „Wprost” posłanka i wiceprzewodnicząca Nowej Lewicy Anita Kucharska-Dziedzic.

Piotr Barejka, „Wprost”: Można podać jakąkolwiek liczbę?

Anita Kucharska-Dziedzic: Mówienie otwarcie o dokonanych aborcjach w Polsce niesie ryzyko. Szpitale muszą milczeć, lekarze również. Aktywistki też mogą być ścigane za pomocnictwo w aborcji. Jeżeli mówimy o terminacji farmakologicznej, to szacunkowo leki przyjęło kilka tysięcy kobiet.

Będzie coraz więcej?

O ile wśród pierwszych uchodźczyń były przede wszystkim kobiety z terenów nieobjętych działaniami wojennymi, o tyle teraz coraz częściej mamy do czynienia z kobietami, które przemocy seksualnej ze strony rosyjskich żołnierzy doświadczyły. Gdy te kobiety i dziewczynki, bo problem dotyczy też 12-14-latek, trafiają do Polski, często dopiero tu się orientują, że są w ciąży z gwałtu. Przecież one nie myślą o ryzyku ciąży w momencie, kiedy muszą uciekać z kraju ogarniętego wojną, chronić swoje dzieci, na oczach których czasami były gwałcone. Nie myślą o tym, żeby pójść do apteki i kupić pigułkę „dzień po” albo jechać do najbliższego szpitala.