Strzeżek przekonuje, że koalicja rządząca pogrążona jest w konfliktach, a pomiędzy jej przedstawicielami panuje całkowity brak zaufania. Jak mówi, największym wspólnym mianownikiem w Zjednoczonej Prawicy są obecnie stanowiska, co uwidoczniło głosowanie za Adamem Glapińskim – przekonywał.
– W kuluarach przyszedł do mnie poseł opozycji, na korytarzu sejmowym, i mówi do mnie tak: „Janek, teraz cena naprawdę wzrosła. Proponują mi za absencję, żebym obsadził delegaturę NBP. Wcześniej proponowali pracę dla jednej osoby, a teraz już całą delegaturę” – opowiadał Strzeżek.
Były rzecznik Porozumienia podkreśla, że koalicja istnieje obecnie tylko i wyłącznie na papierze, a między Ziobrą i Kaczyńskim "nie ma miłości". – I w tym „kwadracie miłosnym” z Marcinem Ociepą i Adamem Bielanem, miłości nie ma, zaufania nie ma, jest tylko i wyłącznie interes, żeby swoich ludzi utrzymać w spółkach, w resortach i żeby znaleźć się na listach – podkreślał polityk.
Strzeżek: Posłowie SP są przekonywani, by Ziobrę opuścić
Strzeżek opowiedział o koledze z Porozumienia, który w momencie decyzji o rozłamie zaczął mieć wątpliwości i mówić o swoim kredycie. Zasugerował, że w odpowiednim momencie podobne powody utrzymają ludzi Ziobry przy PiS-ie.
– Jest taka opinia, że Solidarna Polska jest monolitem, że Zbigniew Ziobro trzyma kontrolę nad swoimi ludźmi. Jest taka legenda miejska, że na każdego ma „kwity”. Jestem przekonany, bo tak było w przypadku Porozumienia, że posłowie Solidarnej Polski są regularnie wzywani na Nowogrodzką. I tam albo prośbą, albo groźbą, są przekonywani, aby w kluczowym momencie Ziobrę opuścić. Można spojrzeć, co się stało z ludźmi, którzy opuścili Porozumienie. Zostali awansowani, zostali ministrami – zwrócił uwagę.
Czytaj też:
ABW w siedzibie NIK. Marian Banaś o niczym nie wiedział, czeka na protokół