Magdalena Adamowicz oskarżana jest o ukrywanie dochodów i błędne rozliczanie podatków. Europosłanka miałaby zapłacić aż 300 tys. zł grzywny i pokryć koszty procesu. – Oskarżona oczekiwała, że prokuratura przeprosi ją za przedstawienie jej zarzutów. Nie będę przepraszał oskarżonej, ponieważ akt oskarżenia to akt oskarżenia – stwierdził prokurator Robert Kaczor.
Prokuratura uważa, że Adamowicz błędnie rozliczyła podatki za najem mieszkań, a część dochodów zataiła całkowicie. Miało dopuszczać się tego jeszcze podczas wspólnych rozliczeń z mężem, Pawłem Adamowiczem. W zeznaniach za lata 2011-2012 zataiła rzekomo prawie 300 tys. i 100 tys. zł dochodów, a przy mieszkaniach pomniejszyła należny podatek o 120 tys. zł.
Oskarżenie zwracało uwagę na niespójne i kilkukrotnie zmieniane zeznania oskarżonej oraz jej bliskich. Wspomniano też wyroki sądów z poprzednich lat, w których krytycznie oceniano tłumaczenia Adamowicz odnośnie darowizn i nieujawnionych dochodów.
– Kwestie finansowe skupiały jej uwagę, w związku z czym nie można mówić o żadnej pomyłce, błędzie czy innym nieporozumieniu, które miałoby spowodować nieprawidłowości podatkowe – podkreślał prokuratur Kaczor. Mówił też o wysokiej społecznej szkodliwości czynu i żądał dotkliwej kary w obliczu braku skruchy.
Proces Magdaleny Adamowicz. Przerywane mowy końcowe
Trudne zadanie tego dnia miała sędzia Julia Kuciel, która dwukrotnie musiała przerywać mowę końcową prokuratora i przypominać mu, by odniósł się do zarzutów, a nie wygłaszał mowy polityczne. Zwróciła też uwagę obrońcy oskarżonej, który w pewnym momencie zaczął podkreślać, że Paweł Adamowicz był wybitną postacią.
Czytaj też:
Magdalena Adamowicz odwołała występ w telewizji. „Nie czuje się na siłach”