– To dziś hipotetyczny scenariusz, ale jeśli działania wojskowe przesuną się do południowo-zachodniej części Ukrainy, w kierunku Odessy, wówczas, oczywiście, będziemy bardzo zaniepokojeni – powiedziała premier Mołdawii Natalia Gavrilita w wywiadzie dla amerykańskiej stacji. – Obawiamy się, zwłaszcza biorąc pod uwagę obecność wojsk (rosyjskich – red.) na terytorium secesjonistycznego Naddniestrza – dodała.
Szefowa mołdawskiego rządu podkreśliła, że władze "robią wszystko co możliwe, aby utrzymać pokój i stabilność i zapewnić, że nie dojdzie do eskalacji walk". – Jeśli kraj jest w stanie rozpocząć wojnę w celu aneksji, bez dbania o prawo międzynarodowe to, w tym sensie, nikt nie jest bezpieczny – powiedziała Natalia Gavrilita.
Mołdawia kolejnym celem Rosji?
Od inwazji Rosji na Ukrainę część ekspertów i polityków ostrzega, że kolejnym krajem, który Władimir Putin może wziąć na celownik, może być Mołdawia. W maju donosił o tym między innymi dziennik „The Times”. Obawy budzi napięta sytuacja w separatystycznym i kontrolowanym przez Rosjan Naddniestrzu. Na początku maja ostrzelano tam budynek tzw. ministerstwa bezpieczeństwa państwowego w Tyraspolu. Władze Mołdawii ostrzegały, że to „tworzenie pretekstów do zaostrzenia sytuacji”. Prezydent Mołdawii Maia Sandu powiedziała, że jej kraj nie widzi „bezpośredniego zagrożenia w najbliższej przyszłości”, ale ma „plany awaryjne na takie scenariusze”.
Według „The Times” przejęcie kontroli nad tym krajem pozwoliłoby też Rosjanom otworzyć nowy front w wojnie z Ukrainą – mogliby od zachodu zaatakować Odessę. Brytyjski dziennik zauważył przy tym, że mołdawska armia liczy zaledwie 3,250 zawodowych żołnierzy, choć inne źródła mówią o około 4 tys. wojskowych, których mogłoby wesprzeć 70 tys. rezerwistów.
Czytaj też:
Jak Gruzini chcą wejść do Unii. Masowe protesty, akt samospalenia i lista 12 rekomendacji