Okoliczności śmierci Andrzeja I., handlarza bronią, który w czasie pandemii, na zlecenie Ministerstwa Zdrowia, miał dostarczyć respiratory, budzą coraz więcej wątpliwości. Ostatecznie z zamówionych 1200 urządzeń dotarło tylko 200, a resort stracił około 50 milionów złotych. Mimo niewywiązania się z umowy mężczyzna pod koniec 2020 r. bez przeszkód wyjechał z kraju. W połowie lipca pojawiła się informacja, że zmarł nagle w Tiranie.
„Gazeta Wyborcza” ustaliła, że bohater afery respiratorowej „miał spółkę z byłym szefem albańskiego wywiadu wojskowego i w ogóle się nie ukrywał”. Według dziennika po śmierci Andrzeja I. polskie służby nie kontaktowały się z albańskimi. Z kolei TVN24 ustalił, że polskie służby nie interesowały się nim także przed śmiercią.
Śmierć Andrzeja I. Premier: Polskie służby kontaktowały się z albańskimi
W piątek na konferencji prasowej do sprawy odniósł się Mateusz Morawiecki. Dziennikarz TVN24 zapytał premiera, jak to możliwe, że żadna polska instytucja nie pytała o Andrzeja I.
– Według informacji, które otrzymałem od kierownictwa nadzorującego służby specjalne, był kontakt ze służbami albańskimi, a podjęcie decyzji dotyczące kremacji świętej pamięci tego pana nastąpiło na życzenie rodziny i też po uzgodnieniu ze służbami specjalnymi – oświadczył szef rządu. Premier zakwestionował też ustalenia TVN24 w sprawie handlarza bronią. – Wszystkie lub ogromna większość informacji wyglądały inaczej – powiedział. – Kontakt naszych służb z albańskimi był. Rodzina była włączona, czyli wszystko zostało uzgodnione zgodnie z procedurami – zaznaczył.