Co może zrobić Zjednoczona Prawica w kwestii sporu na linii Warszawa-Bruksela? „Byłoby to ogromnym ciosem w wiarygodność partii”

Co może zrobić Zjednoczona Prawica w kwestii sporu na linii Warszawa-Bruksela? „Byłoby to ogromnym ciosem w wiarygodność partii”

Siedziba Komisji Europejskiej w Brukseli.
Siedziba Komisji Europejskiej w Brukseli. Źródło: Newspix.pl
Spór między Polską a Komisją Europejską w kwestii praworządności utknął w martwym punkcie. Tym samym, blokada wypłaty funduszy na KPO została utrzymana. Wbrew pozorom, nagła zmiana stanowiska przez rząd Zjednoczonej Prawicy mogłaby mieć dla niego fatalne skutki. – Partia musiałaby przyznać się do porażki prowadzonej od 2015 r. polityki – tłumaczy szef Instytutu Spraw Publicznych w rozmowie z „Politico”.

Uchwalona przez Sejm pod koniec czerwca nowelizacja Ustawy o Sadzie Najwyższym miała zakończyć spór z Komisją Europejską w kwestii praworządności.

Warszawa i Bruksela długo negocjowały

Tym samym, można było spodziewać się odblokowania wypłaty unijnych funduszy dla naszego kraju na Krajowy Plan Odbudowy, czyli program odbudowy gospodarki po pandemii koronawirusa.

Wydawało się to tym bardziej prawdopodobne, że z obu stron płynęły sygnały, że zmiany we wspomnianej ustawie były przedmiotem długich negocjacji.

Bruksela: kamienie milowe nie zostały wypełnione

Tak się jednak nie stało. Pod koniec czerwca, w „Dzienniki Gazecie Prawnej” ukazał się wywiad z przewodniczącą Komisji Europejskiej Ursulą von der Leyen, który rozwiał wszelkie wątpliwości w tej sprawie.

Von der Leyen oświadczyła, że pieniądze na KPO pozostaną zamrożone, gdyż zmiany w polskim systemie sądownictwa okazały się niewystarczające.

Wśród przyczyn wymieniła mi.n. nieprzywrócenie do orzekania zawieszonych sędziów oraz niezagwarantowanie sędziom możliwości kwestionowania statusu innego sędziego bez ryzyka, że zostaną pociągnięci do odpowiedzialności dyscyplinarnej.

Warszawa: to wbrew traktatom europejskim

Przedstawiciele rządu tłumaczą, że takie stanowisko jest nie do przyjęcia. I to nie tylko dlatego, że zdaniem Warszawy Bruksela po prostu nie przestrzega wypracowanego kompromisu i wysuwa kolejne żądania.

Rząd Polski przekonuje, że traktaty europejskie nie dają Komisji Europejskiej prawa do ingerowania w wewnętrzne sprawy wymiaru sprawiedliwości nie tylko w Polsce, ale w każdym innym państwie członkowskim UE.

Ponadto, jak podkreślił minister sprawiedliwości i prokurator generalny Zbigniew Ziobro, możliwość kwestionowania statusu sędziego przez innego sędziego doprowadziłoby do anarchizacji polskiego sądownictwa.

„Nie ustępuje w sporze o praworządność z Komisją Europejską”

Jak zauważa amerykański portal „Politico”, sytuacja jest patowa, a żadna ze stron sporu nie zamierza odpuścić. Wszystko wskazuje więc na to, że środki na KPO przepadną.

„Rządząca w Polsce partia Prawo i Sprawiedliwość traci na popularności w sondażach, ale nie ustępuje w sporze o praworządność z Komisją Europejską. I nic nie wskazuje na to, by Unia planowała uwolnić 35 miliardów euro w postaci pożyczek i dotacji ze swojego funduszu” – czytamy w „Politico”.

„Myśmy wykazali maksimum dobrej woli”

Warto przypomnieć, że już połowie lipca prezes PiS Jarosław Kaczyński dał jasno do zrozumienia, że prędzej czy później rząd ogłosi decyzję o rezygnacji ze starań o wypłatę unijnych funduszy na KPO.

– Mówię teraz moje indywidualne zdanie, bo partyjnego jeszcze nie ma, ale ono jest krótkie: koniec tego dobrego. Myśmy wykazali maksimum dobrej woli. Z punktu widzenia traktatów nie mamy żadnych obowiązków, żeby słuchać Unii w sprawie wymiaru sprawiedliwości – mówił Kaczyński podczas spotkania z wyborcami w Płocku.

„Mogłoby doprowadzić do prawdziwego załamania w sondażach”

Mogłoby się wydawać, że zrezygnowanie ze środków na KPO bardzo poważnie odbiłoby się na notowaniach Zjednoczonej Prawicy.

Jednak jak zwrócił uwagę w rozmowie z „Politico” Jacek Kucharczyk, szef warszawskiego think tanku Instytut Spraw Publicznych, wycofanie się z reformy wymiaru sprawiedliwości mogłoby mieć jeszcze poważniejsze reperkusje. Byłoby to bowiem nie do przyjęcia przez żelazny elektorat Zjednoczonej Prawicy.

– Partia musiałaby przyznać się do porażki prowadzonej od 2015 r. polityki. Byłoby to ogromnym ciosem w wiarygodność partii i mogłoby doprowadzić do prawdziwego załamania w sondażach – tłumaczy Kucharczyk.

Czytaj też:
Rząd dopłaci także do innych paliw. Morawiecki: Założenia praktycznie są już przygotowane

Opracował:
Źródło: Politico