— Zacznę od krótkiej odpowiedzi na zarzut, który bardzo często pada ze strony opozycji, że my kradniemy. Otóż w ciągu tych siedmiu lat myśmy zebrali o 828 mld zł więcej z podatków i danin publicznych, nie licząc tego, co zostało zebrane na służby zdrowia i emerytury. Część wynika ze wzrostu PKB, część z inflacji, ale zdecydowana większość wynika z tego, że my nie pozwalamy kraść. To jest ta zasadnicza różnica — przekonywał prezes PiS już na samym początku swojego sobotniego wystąpienia w Nowym Targu.
Polityk porównał oskarżenia padające z opozycji do krzyku osoby, która ma coś na sumieniu: „łapać złodzieja”. – To znana metoda – stwierdził Kaczyński. Wyjaśniał też, że w spółkach Skarbu Państwa nie bez powodu wydawane są duże pieniądze. — Nasi szefowie spółek skarbu państwa zarabiają dużo, nie kwestionuję tego, ale zarabiają, biorąc pod uwagę inflację, jakieś 2,5 raza mniej niż ich poprzednicy z tamtej formacji — zapewniał. Zapowiadał, że po ewentualnym obniżeniu pensji z państwowych spółek odeszliby fachowcy. — Takie są niestety reguły życia — podsumował filozoficznie.
— Nikt tutaj nie kradnie, a już na pewno nikt nie kradnie bezkarnie. Reagujemy z całą stanowczością. Wielu naszych członków narzeka, że służby zajmują się bardziej partią rządzącą niż innymi partiami. To jest zgodne z moim zaleceniem, które wydawałem jeszcze jako premier — powtórzył na koniec tematu Jarosław Kaczyński.
Czytaj też:
Kaczyński chce „armii” w komisjach wyborczych. „Wszędzie muszą być nasi ludzie”