Podczas Forum Ekonomicznego w Karpaczu reporter TVN24 zapytał prezesa PiS o to, czy na stanowisku zastąpi go szef MON, Mariusz Błaszczak. – Na razie, do 2025 roku, jestem ja. Jeżeli nie umrę, to pewnie będę – odpowiedział krótko. Politolog, dr hab. Olgierd Annusewicz zauważa, że temat zmiany przywództwa w sytuacji podziałów wewnątrzpartyjnych najlepiej odłożyć w czasie.
– Partia, która jest rok przed wyborami i której trzecia kadencja jest mało prawdopodobna, ale nie jest niemożliwa, nie powinna zagłębiać się w jakąkolwiek dyskusję o sukcesji wewnątrzpartyjnej. Taka dyskusja powodowałaby kompletne odciągnięcie uwagi od tego, co jest kluczowe z punktu widzenia państwa, rządu i prac legislacyjnych – mówi.
– Gdyby było tak, że w PiS jest jeden lider, a partia jest zwarta, nie miałoby to większego znaczenia. Jakaś forma sukcesji z błogosławieństwem Jarosława Kaczyńskiego byłaby wtedy jak najbardziej w porządku. Ale widać, że wewnątrz PiS trwa konflikt na kilku frontach. Gdy rozszerzymy to na całą Zjednoczoną Prawicę, to przysłowiowych buldogów pod dywanem jest dużo. A to już ostatnie, czego potrzeba partii politycznej, by dywan spadł i społeczeństwo zobaczyło, jak buldogi się podgryzają – dodaje.
Politolog podkreśla, że celowo używa określenia „w interesie partii politycznej”.