Marzena Tarkowska, „Wprost”: Sondaże wskazują, że w niedzielę we Włoszech wybory wygra partia narodowo-konserwatywna Bracia Włosi Giorgii Meloni (choć niektóre mówią, że prawdopodobieństwo utworzenia prawicowego rządu spada – red.). Wiele lat temu Meloni jako najmłodsza osoba w historii Włoch została wiceprzewodniczącą Izby Deputowanych, może być też pierwszą Włoszką, która zostanie premierem. Jak tę gorzką pigułkę przyjmują jej lewicowi oponenci, którzy mocno akcentują większy udział kobiet w życiu publicznym?
dr hab. Izolda Bokszczanin-Gołaś, politolog z UW: Dla środowisk lewicowych istotnym aspektem nie jest płeć Meloni. Koncentrują się na jej rodowodzie politycznym – środowisku dawnego Sojuszu Narodowego, wywodzącego się z partii neofaszystowskiej. To odium jest wykorzystywane przez opozycję, by straszyć przyszłą panią premier i jej ugrupowanie.
Giorgia Meloni w czasie kampanii wyraźnie odcinała się od tych korzeni i nie deklarowała żadnej nostalgii w kierunku faszyzmu. Nazywanie jej faszystką to pewne nadużycie, ale w kampanii takie argumenty są chwytliwe i pozwalają konkurentowi przykleić niewygodną etykietę.
Kogo przekonała do siebie Meloni?
Jest to kandydatka, która deklaruje się jako polityk o wartościach konserwatywnych, ale jednocześnie pragnący reprezentować szerokie spektrum wyborców. Zwłaszcza tych, którzy cenią sobie wartości przypisywane prawicy – rodzina, wartości etyczne wyrastające z tradycji chrześcijańskiej i drobna przedsiębiorczość zamiast wyłącznie korzystania z pomocy socjalnej państwa.
Oglądanie się na państwo ma być w przypadku koalicji reprezentowanej przez Meloni nieco ukrócone. I chyba takie jest oczekiwanie jej elektoratu. To nowy nurt na gruncie centroprawicowego skrzydła sceny politycznej, który w ostatnim czasie rozbudował się kosztem innych partii tego bloku.