Dominika Lasota dla „Wprost”: Od przyszłego roku zależy, czy będziemy w stanie wyobrażać sobie jakąkolwiek przyszłość

Dominika Lasota dla „Wprost”: Od przyszłego roku zależy, czy będziemy w stanie wyobrażać sobie jakąkolwiek przyszłość

Aktywistka klimatyczna Dominika Lasota
Aktywistka klimatyczna Dominika Lasota Źródło: Archiwum prywatne
Liczę na to, że sprawiedliwa transformacja będzie głównym tematem kampanii, bo od niej zależy wszystko. Szykujemy się jako ruch klimatyczny na ogromną walkę – mówi w rozmowie z „Wprost” Dominika Lasota, 21-letnia aktywistka klimatyczna związana z globalnym ruchem Fridays for Future i jedna z liderek inicjatywy „Wschód”. Zwraca też uwagę na potrzebę wyjścia aktywistów z „wielkomiejskiej bańki” i zdradza, czy skonfrontowałaby się z Jarosławem Kaczyńskim.

Aleksandra Gieracka, „Wprost”: W jakich barwach widzisz przyszłość?

Dominika Lasota, aktywistka klimatyczna: Póki co, trudno mi jakąkolwiek przyszłość przed sobą zobaczyć.

Zupełnie?

Nie jestem w stanie wyobrazić sobie siebie za pięć lat. Mam wrażenie, że od przyszłego roku – roku wyborczego – zależy to, czy w ogóle będziemy sobie w stanie wyobrażać jakąkolwiek przyszłość. Na razie skupiam się tylko na tym, co jest tu i teraz. Jest w tym coś przykrego. Znajomi, którzy nie są z aktywistycznego świata, często mi mówią, że chcą gdzieś iść po studiach, robić kariery, zakładać rodziny, a ja sobie myślę: fajnie, że macie w sobie taki spokój. Mają w sobie dużo nadziei i radości. Mi o nią trudniej.

Wszyscy w środowisku aktywistycznym tak macie?

Tam jest dużo smutku, gniewu, trudnych emocji. Większość znajomych, z którymi się trzymam, zwraca się po pomoc do psychologów. Nikt nam nie włączy teraz przycisku „bądź szczęśliwa i myśl pozytywnie o przyszłości”. Wiemy, że to, czy będziemy mogły myśleć spokojnie o przyszłości, zależy od konkretnych zmian politycznych i systemowych. Cała praca, którą wykonuję razem z innymi aktywistkami i aktywistami, tworzy przestrzeń na nadzieję. Mnie to popycha, bo kiedy widzimy, że z każdym naszym działaniem zmienia się opinia publiczna, kiedy robimy szum na scenie politycznej, to robi się coraz większa szansa na bezpieczeństwo i spokój. Dlatego to wszystko ma sens.

Co było pierwszym impulsem, który ciebie skłonił do działania?

Trochę to trwało, ale przełomem była pandemia. Kończyłam wtedy klasę maturalną, lockdown sprawił, że nie miałam egzaminów końcowych. Siedziałam w pokoju i nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić. Miałam trudne doświadczenia w szkole z wykluczeniem i nauka była dla mnie takim bezpiecznym światkiem, w którym było miło, dobrze, ciekawie, w którym mogłam się spełniać. I nagle właściwie całe moje dotychczasowe życie zostało wywrócone do góry nogami.

Greta Thunberg rozpoczęła swój strajk przed szwedzkim parlamentem w sierpniu 2018 r. W kolejnym roku fala młodzieżowych strajków przetoczyła się przez tysiące miast na świecie.

Obserwowałam to i byłam zachwycona. Bardzo chciałam dołączyć, ale uczyłam się wtedy w szkole z internatem w Anglii, która była bardzo restrykcyjna pod tym względem. Pytałam, czy mogę jechać do miasteczka w pobliżu czy do Londynu, bo tam miał być strajk, albo, czy mogę zrobić coś w szkole, a oni zawsze mówili, że nie, że to jest zabronione. Wtedy pomyślałam, że trzeba coś wykombinować.

Zbuntowałaś się?

W dzień światowego strajku, gdy jeszcze wszyscy spali, rozwiesiłam plakaty. Potem widziałam, jak jeden z dyrektorów zrywał je wszystkie po kolei. Jak pandemia się rozkręcała to wróciłam w pogotowiu do domu i stwierdziłam, że może to właśnie aktywizm będzie dla mnie nowym, bezpiecznym miejscem. Znałam angielski, więc na samym początku tłumaczyłam różne teksty. Ale potem, krok po kroku, wchodziłam w to głębiej, poznawałam ludzi i zaczęłam działać bardziej akcyjnie.

Teraz piszą o tobie, że jesteś „twarzą polskiego ruchu klimatycznego” i „polską Gretą”. Czujesz na sobie ciężar odpowiedzialności?

Zawsze mówię, że jestem Dominika z Bydgoszczy, a nie Greta ze Szwecji (śmiech). Dla mnie to jest trudne słyszeć coś takiego, kiedy wiem, że jest bardzo wiele osób, z którymi wspólnie pracujemy, i dzięki którym te zmiany się dzieją.

Silni, rozpoznawalni liderzy ciągną inicjatywę do przodu. Jak w polityce.

Z drugiej jednak strony myślę, że jest ważne, żeby ludzie wiedzieli, że za tymi ruchami stoją konkretne twarze, konkretne historie. W Polsce przez długi czas baliśmy się mówić, że jesteśmy z ruchu klimatycznego i opowiadać, dlaczego nasze postulaty powinny być istotne dla wszystkich.