W ubiegłym tygodniu Jarosław Kaczyński miał być usilnie przekonywany przez PR-owców PiS, że pomysł z Beatą Szydło jako kandydatką na prezydenta w 2025 roku jest dobry i powinien być zaakceptowany. Rzecz w tym, że nie wszyscy w partii rządzącej są do tego przekonani. Nasi rozmówcy z PiS twierdzą, że po pierwsze jest zbyt wcześnie by przesądzać, kto powinien zostać kandydatem na prezydenta w 2025 roku. Po drugie prezes PiS podobno jest niechętny akurat tej kandydatce.
Dlaczego była premier, niezwykle popularna za czasów swoich rządów, która wypadła świetnie w wyborach do europarlamentu, zdobywając w swoim okręgu 500 tys. głosów, nie jest pożądaną kandydatką na głowę państwa? – W czasie ciszy wyborczej w 2015 roku Szydło dowiedziała się, że Kaczyński nie chce jej powierzyć funkcji szefa rządu, tylko gotów jest postawić na Piotra Glińskiego albo na samego siebie. Tymczasem cała kampania PiS przebiegała pod hasłem: Szydło na premiera. Postronni obserwatorzy nie mieli pojęcia, że wraz z wygranymi wyborami, koncepcja się zmieniła. Sama Szydło miała zrozumieć, że coś się dzieje za jej plecami, gdy wpadła bez zapowiedzi do siedziby partii przy ul. Nowogrodzkiej i zobaczyła spotkanie najważniejszych ludzi PIS, na które jej nie zaproszono.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.