Wieść o tym, że Ukraina pozwie Polskę do Światowej Organizacji Handlu za blokowanie importu ich zboża, potraktowana została nad Wisłą niemal jak wypowiedzenie wojny. Gorzkie słowa o niewdzięczności za bezwarunkową pomoc przeplatają się z pełnym satysfakcji sapaniem prorosyjskich trolli i nacjonalistów, wrogo nastawionych do wszystkiego, co ukraińskie. W realnym świecie pole manewru Polski jest niewielkie.
Ukraińcy idą po arbitraż do WTO, bo wiedzą, że mają wszelkie szanse na wygraną: wszak to Komisji Europejska a nie państwa członkowskie decyduje o polityce handlowej UE. Trudno też wyobrazić sobie, by polski rząd w ramach retorsji zaczął ograniczać przepływ zaopatrzenia wojskowego dla Ukrainy, co podpowiadają najbardziej zapalczywi obrońcy czystości składu polskiej mąki. Byłaby to decyzja głupia i katastrofalna w skutkach – co nie znaczy, że niemożliwa do podjęcia w ramach walki o wszystko, w którą zamieniono wybory parlamentarne w Polsce.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.