Gdy w środę tuż po godzinie 22 posłowie przegłosowali uchwałę w sprawie mediów publicznych, posłanka PiS Joanna Lichocka opublikowała zdjęcie z budynku TVP przy placu Powstańców Warszawy. Fotografia wywołało spore poruszenie, a według polityków nowej koalicji obrazowała polityczną zależność Telewizji Publicznej od polityków PiS, bo posłanka zrobiła sobie zdjęcie w reżyserce TVP. „Symboliczne” – ocenił krótko poseł KO Krzysztof Brejza.
W piątek podobne zdjęcie, tyle że z budynku TVN24, opublikował poseł PiS Marcin Przydacz. „Prosto z reżyserki TVN24! Za chwilę dyskusja. Zapraszam!” – napisał. Szybko jednak doczekał się odpowiedzi od reporterów stacji. „Pan poseł Marcin Przydacz kłamie. To nie jest reżyserka, tylko monitory od obsługi grafiki wirtualnej” – wyjaśnił Łukasz Frątczak. „Szybki fact-check. To nie reżyserka. W tym miejscu chłopaki wgrywają wirtualną scenografię, odpalają światło i nadzorują poziomy w kamerach” – dodał Artur Molęda.
Polityk PiS tłumaczy swój żart
Przydacz również postanowił wyjaśnić swój „żart”, którego jego zdaniem niektórzy „nie złapali”. „Niestety przeceniłem nieco bystrość umysłów niektórych polityków koalicji rządzącej” – stwierdził polityk PiS. „Wyjaśniam. Zrobienie sobie zdjęcie przy wejściu do studia możliwe jest w każdej telewizji. Tak w TVN24, jak i w TVP Info. Nie oznacza to upolityczniania. No chyba, że ktoś na serio uważa, że poprzez zdjęcie z monitorkiem miałbym mieć wpływ na jakąś telewizję lub dziennikarza. Jeśli tak, to bardzo mi przykro, ale za tak dalekie podróże za rozumem już nie odpowiadam” – napisał.
Podobne tłumaczenia pojawiały się też z ust innych polityków PiS. W rozmowie z „Wprost” Lichockiej broniła posłanka Joanna Borowiak. – Każdy z nas, będąc gościem programu publicystycznych w TVP Info, może sobie zrobić zdjęcie, ma do tego prawo. To, że ktoś robi sobie zdjęcie w reżyserce, gdzie czekamy na wejście do programu „Gość Wiadomości” absolutnie nie świadczy o upartyjnieniu. To zarzut, który ma być zasłoną dymną – stwierdziła.