Donald Tusk może pójść „all in”. Wybory parlamentarne tuż po prezydenckich?

Donald Tusk może pójść „all in”. Wybory parlamentarne tuż po prezydenckich?

Donald Tusk
Donald Tusk Źródło: PAP / Paweł Supernak
Do samodzielnej władzy Koalicji Obywatelskiej brakuje 74 mandaty. Do rządzenia z samą Lewicą 28 mandatów, a do rządzenia bez PSL-u 16 mandatów. Tyle Donald Tusk mógłby spokojnie zdobyć w przyspieszonych wyborach. Pytanie, czy opłaca się ryzykować.

Poparcie Koalicji Obywatelskiej w zależności od sondażu waha się w okolicach 33 proc. To o około 2 pkt proc. więcej niż w październikowych wyborach. Choć wzrost ten mógłby się przełożyć na nawet kilkanaście dodatkowych mandatów, ugrupowanie Donalda Tuska nadal nie miałoby szans na samodzielną władzę. Mimo tego w przestrzeni publicznej pojawiają się plotki, że premier planuje przedterminowe wybory.

Donald Tusk może szykować przyspieszone wybory

Zgodnie z ustaleniami Dominiki Długosz z „Newsweeka” scenariusz ten zakłada, że przyspieszone wybory parlamentarne odbyłyby się chwilę po przyszłorocznych wyborach prezydenckich. Wtedy – oczywiście w przypadku wygranej – Donald Tusk mógłby zbudować narrację, że czas na pozbycie się z rządu jedynego, co aktualnie blokuje go przed realizacją planu.

Co więcej, nawet jeśli przyspieszone wybory nie poszły po jego myśli, to miałby on zabezpieczenie w postaci Pałacu Prezydenckiego na wzór tego, kim aktualnie dla Prawa i Sprawiedliwości jest Andrzej Duda.

Koalicja Obywatelska zaprzecza plotkom

Politycy Koalicji Obywatelskiej uważają taki scenariusz za abstrakcję. – Na razie nie ma planu wcześniejszych wyborów, bo to na razie po prostu się nijak nie kalkuluje. Żeby zrobić wcześniejsze wybory, musimy mieć kogoś, kto za to odpowiada, to nie możemy być my – tłumaczy dziennikarce jeden z rozmówców z Platformy Obywatelskiej.

Ponadto zorganizowanie przedterminowych wyborów niosłoby za sobą niemałe ryzyko. O ile spadek poparcia koalicjantów zdaje się na pierwszy rzut oka być na korzyść Donalda Tuska, o tyle gdyby tylko znaleźli się oni pod progiem wyborczym, Koalicja Obywatelska mogłaby na kolejne lata zapomnieć o władzy.

Politycy Koalicji Obywatelskiej mają tego świadomość. – Nie mamy ani jednego sondażu, który dawałby nam samodzielną większość. Nigdzie, w żadnym badaniu, nie pojawia się 40 proc. Byłoby jak w 2007 roku. Wygraliśmy, ale brakło nam 20 posłów. Musieliśmy dobrać PSL – słyszy od rozmówcy Dominika Długosz.

Polskę 2050 czeka rozpad?

Ale przyspieszone wybory nie są jedyną możliwością, aby Koalicja Obywatelska zdobyła kilku dodatkowych posłów. Zawsze jej klub poszerzyć mogą uciekinierzy z partii koalicjantów. – Założę się z panią, że w najdalej w listopadzie dojdzie do zmian w Polsce 2050 – mówi dziennikarce „Newsweeka” jeden z polityków Trzeciej Drogi.

Prognozuje on, że Szymon Hołownia nie dość, że zrezygnuje z przewodnictwa partii, to jeszcze wykreśli swoje nazwisko z nazwy. – A jak już odda władzę, to przecież jej nie odzyska po wyborach prezydenckich. A jest sporo ludzi, którzy będą chcieli iść do Tuska, ale też sporo, którzy już negocjują z PSL – dodaje polityk.

Nadal jednak wszystko zależy od układu sił po wyborach prezydenckich. A na ten moment nie wiadomo nawet, kto w nich wystartuje.

Czytaj też:
Asystentka Tuska na celowniku internautów. To, co zarzucają Voronovskiej, wprawia w osłupienie
Czytaj też:
Tusk ma radę dla prezydenta. „Jedna z ostatnich szans naprawienia reputacji”