Najpierw dymisja, teraz prokuratura. To nie koniec problemów byłego wiceministra

Najpierw dymisja, teraz prokuratura. To nie koniec problemów byłego wiceministra

Bartłomiej Ciążyński
Bartłomiej Ciążyński Źródło: PAP / Albert Zawada
Głośno jest dzisiaj wokół, byłego już, wiceministra sprawiedliwości Bartłomieja Ciążyńskiego. Polityk pojechał na wakacje do Słowenii służbowym samochodem, za paliwo płacąc kartą służbową. Kosztowało go to stanowisko, a sprawie przyjrzy się teraz prokuratura.

Wiceminister sprawiedliwości Bartłomiej Ciążyński pojechał na rodzinne wakacje do Słowenii. Jak ustaliła Wirtualna Polska, polityk Lewicy wyruszył w podróż służbową limuzyną i dwukrotnie zatankował pojazd, płacąc służbową kartą. Początkowo zaprzeczał całej sytuacji i przekonywał, że z samochodu mógł korzystać w dowolny sposób. Zapewniał również, że zatankował pojazd za własne pieniądze. Po kilku godzinach narracja polityka się jednak diametralnie zmieniła i potwierdził on ustalenia dziennikarzy WP. Tłumaczył się niewiedzą i brakiem doświadczenia w korzystaniu ze służbowych samochodów. Obiecał również, że zwróci wydane podczas podróży publiczne pieniądze.

W dniu dzisiejszym złożyłem rezygnację z zajmowanego stanowiska podsekretarza stanu w Ministerstwie Sprawiedliwości. Jeszcze raz przepraszam za zaistniałą sytuację i dziękuję ministrowi Bodnarowi i całemu ministerstwu za te kilka tygodni wspólnej, dobrej, zgodnej pracy. Dziękuję marszałkowi Czarzastemu i mojej partii za to, że rekomendowała mnie na to stanowisko – powiedział Bartłomiej Ciążyński na konferencji prasowej w Sejmie.

Tusk: Dymisja przyjęta

Komentarze po decyzji wiceministra sprawiedliwości

Głos w mediach społecznościowych zabrał Donald Tusk. „Błędy się zdarzają, ale trzeba za nie płacić. Dotyczy to w szczególności ludzi władzy. Wiceminister z całą pewnością wie, co powinien zrobić” – napisał Donald Tusk. W kolejnym wpisie krótko skomentował – „dymisja przyjęta”.

Prokuratura wszczęła postępowanie

Okazuje się jednak, że to nie koniec problemów byłego wiceministra. Prokuratura Okręgowa we Wrocławiu wszczęła bowiem postępowanie sprawdzające dotyczące przekroczenia uprawnień przez polityka. Urzędnik, jak wynika z komunikatu, łamiąc prawo, miał osiągnąć korzyść majątkową. Jeśli zarzuty się potwierdzą, grozi mu od roku do 10 lat pozbawienia wolności.

Opracował:
Źródło: WPROST.pl / interia.pl