W rządzie, a także komisjach sejmowych zajmuje się Pan tematem transformacji energetycznej, ale także energetyki opartej na węglu. Jak oceniłby Pan przebieg tego procesu w Polsce i jakie cele widzi Pan na nadchodzącą kadencję?
Marek Wesoły, PiS: Przede wszystkim, trzeba zaznaczyć, że transformacja energetyki w Polsce podyktowana jest kształtem polityki Unii Europejskiej. Gdyby Unia Europejska nie narzuciłaby nam takich polityk, to nadal korzystalibyśmy z naszego surowca, jakim jest węgiel, szczególnie w tym okresie, w którym jesteśmy.
Gdyby nie był on obciążony dodatkowymi podatkami i nie było polityki dekarbonizacyjnej, to produkowalibyśmy energię z węgla przy wykorzystaniu nowoczesnych technologii pozwalających na obniżanie emisji CO2.
Niestety tak to nie wygląda. Unia Europejska postawiła na dekarbonizację. Mierzymy się z tymi procesami. Dogadaliśmy się ze stroną społeczną w kwestii przeprowadzenia tego procesu w Polsce. Zrezygnujemy z wydobycia węgla do 2049 roku. Do tego czasu będziemy działać tak, aby transformacja przebiegała bez szkody dla społeczeństwa i regionów górniczych.
Aby odbyło się to bez szkody na bezpieczeństwo energetyczne Polski, staramy się teraz przyspieszyć budowę elektrowni atomowych. Konwencjonalne źródła energii potrzebują bowiem zastąpienia innym, stabilnym źródłem. To jest nasze nastawienie, taki jest kierunek naszej transformacji. Oczywiście jednocześnie inwestujemy w Odnawialne Źródła Energii, które uzupełnią system. Chodzi o fotowoltaikę, wiatraki na lądzie i morzu, a także biogazownie i elektrownie szczytowo-pompowe.
Wspomniał Pan, że z węgla zrezygnujemy w 2049 roku. Pierwszy reaktor jądrowy w gminie Choczewo ma ruszyć w 2033 roku. Jak będzie wyglądał okres pomiędzy tymi datami? Co zrobić, aby głównie dotknięty tym problemem Śląsk, nie odczuł tej transformacji?
Chodzi o to, abyśmy mogli się przetransformować, a nie wyłącznie zlikwidować branżę węglową. Transformacja na pewno nie może się odbywać ani kosztem obywateli, ani regionu, ani bezpieczeństwa energetycznego kraju. Miejsca pracy likwidowane w górnictwie muszą więc być zastępowane nowymi stanowiskami w innych branżach. I dokładnie w ten sposób chcemy to realizować, a jednocześnie realizować wypracowany model odchodzenia od węgla. Zapisaliśmy tam m.in. w których latach będziemy odstawiać kolejne moce węglowe, w jaki sposób zmieniać branże będą pracownicy, czy na jakich warunkach będą odchodzić na emeryturę. Mamy to jasno ustalone, ale proszę pamiętać, że to będzie rok 2049. Kiedy podpisywaliśmy umowę społeczną, to był dopiero początek pandemii i nikt nawet nie myślał, że za naszą granicą wybuchnie wojna. Nie wiadomo, co do 2049 roku się jeszcze wydarzy, więc jako rząd musimy reagować na rzeczywistość, która nas otacza na bieżąco.
Widzi Pan w dłuższym okresie jakieś niebezpieczeństwa dotyczące naszej transformacji energetycznej?
Główną obawą jest to, abyśmy za szybko nie odchodzili od węgla. Dziś to on daje nam stabilność i bezpieczeństwo dostaw. Nie chodzi bowiem o to, aby był tani prąd przez osiem godzin na dobę, ale żeby te dostawy były nieprzerwane, aby prąd był w gniazdkach przez 24 godziny. Dziś zapewniają nam to elektrownie węglowe. Ciągle 70 proc. energetyki oparte jest na mocach węglowych.
Obawiam się tego, abyśmy zmuszeni nieracjonalnymi przepisami i dodatkowymi podatkami czy obciążeniami, nie musieli odejść od tego paliwa szybciej, niż planowaliśmy. Wtedy możemy mieć ogromne problemy, jeśli chodzi o stabilność dostaw energii. Do tego nie możemy dopuścić.
Pamiętajmy, że w centrum transformacji energetycznej muszą być obywatele. Chodzi o to, aby każdego z Polaków było stać na energię elektryczną, aby to nie był towar luksusowy. Musimy pamiętać o tym, aby najuboższych mieszkańców było stać na podstawową jednostkę funkcjonowania w dzisiejszych czasach, czyli energię elektryczną. No i musimy pamiętać, że rozmawiamy tu o podstawach bezpieczeństwa państwa. Na pewno nie zaryzykujemy tu, podejmując jakieś nieprzemyślane decyzje, które mogą to bezpieczeństwo osłabić.
Mówiliśmy o kwestiach, których zajmował się Pan do tej pory. A jak widzi Pan swoją pracę w kolejnej kadencji, jeśli wyborcy Panu ponownie zaufają?
Jeśli uda nam się ponownie wygrać wybory, na co mam wielką nadzieję, to chciałbym kontynuować to, co zostało mi powierzone stosunkowo niedawno, bo dopiero siedem miesięcy temu, czyli odpowiedzialność za transformowanie sektorów górnictwa i energetyki.
Od 1 marca 2023 roku jestem bardzo mocno zaangażowany na tym polu. Udało się już wiele zrobić, bo jestem człowiekiem konkretnym i dążącym do celu. Przede wszystkim pochodzę z regionu najbardziej zagrożonego, czyli za Śląska. Oznacza to, że pracuję nie tylko swoimi kompetencjami i umysłem, ale także sercem. Myślę, że jest to bardzo istotne i że ten region potrzebuje człowieka, który zna i rozumie problemy regionu i który będzie dbał o jego przyszłość. Będzie się także upominał i “bił” o cały przemysł węglowy nie tylko w Polsce, ale także na arenie międzynarodowej. Jestem przekonany, że tylko zaangażowanie emocjonalne pozwoli na to, aby Śląsk był zaopiekowany.
Jak oceni Pan trwającą kampanię wyborczą? Dużo się mówi, że jest najostrzejsza od lat. Obie główne strony sporu politycznego powtarzają także, że to najważniejsze wybory od 1989 roku.
To faktycznie jest dosyć mocna kampania, chociaż ja się staram unikać określeń konfrontacyjnych. Jest ona rzeczywiście jedną z najważniejszych od 1989 roku.
Dlaczego Pan tak uważa?
Mamy do czynienia z dwoma różnymi wizjami Polski i dwoma różnymi postawami. My prezentujemy postawę silnego kraju europejskiego, kraju, który twardo broni swoich interesów, stawia dosyć wysoko poprzeczkę w dialogu z Unią Europejską i stara się do UE wnosić wartości, a nie tylko na wszystko się godzić. Stoimy na straży bezpieczeństwa Polaków, bo widzimy błędy, jakie popełniła i popełnia Europa. Raz wszyscy mieli już okazję, by się przekonać, że mieliśmy rację, ostrzegając przed uzależnianiem się Europy od rosyjskich surowców. Chodzi więc o to, by nie musieli się przekonywać po raz drugi.
Po drugiej stronie jest opozycja, która jest raczej zwolennikiem polityki spolegliwej wobec Unii Europejskiej, zresztą widać to po liderze opozycji, który we wszystkim ustępował, zamiast walczyć o Polskę. To widać też po głosowaniach europosłów opozycji przeciwko swojemu krajowi. Tam reprezentowany jest raczej interes ogólnoeuropejski, a nie polski. Stąd ta diametralna różnica między nami i stąd też ta dość mocna kampania. To jest walka o dwie różne wizje Polski, o dwie kompletnie różne drogi dla Polaków – drogę bezpieczeństwa i drogę przynależności do Unii Europejskiej bez względu na cenę.
Czytaj też:
Piotr Sabat: Polska musi stać się liderem transformacji energetycznej regionuCzytaj też:
Filarem transformacji jest bezpieczeństwo energetyczne