Sikorski już od listopada zabiegał o pieniądze w resorcie kierowanym przez Annę Fotygę. "Odpowiadało na milczenie" - opowiada jeden ze współpracowników Sikorskiego. Minister obrony chciał, żeby środki z MSZ wsparły naszą misję w Afganistanie. Choć oficjalnie byłyby przeznaczone na pomoc humanitarną, w rzeczywistości miało chodzić o bezpieczeństwo wojska.
Według pomysłu MON, pieniędzmi dysponowaliby oficerowie wywiadu działający w Afganistanie. Mieliby za to kupować przychylność miejscowej ludności. W grę wchodziło np. budowanie szkół, szpitali, wiercenie studni na terenach stacjonowania polskich oddziałów. "To standard, tak się załatwia poparcie lokalnych klanów i miejscowych watażków. Dzięki temu nie strzelają nam w plecy" - mówi były oficer WSI.
Pieniądze miały pochodzić z rezerwy celowej Ministerstwa Spraw Zagranicznych na tzw. pomoc rozwojową dla biedniejszych krajów. Pula wynosi 90 mln zł. Korzystają z niej polskie organizacje pozarządowe, organy administracji rządowej i samorządowej, a nawet polscy misjonarze. Środki dostają te organizacje, które przedstawią najlepszy projekt i wygrają konkurs. MSZ i rząd decydują, jakim krajom warto pomagać. Sikorski naciskał, by 30 mln "oddano" wojsku.