Odejście "trzeciego bliźniaka Kaczyńskich" oznacza, że między Dornem a premierem musiało dojść do ostrej różnicy zdań. Rozmówcy "GW" z otoczenia premiera, prezydenta i z klubu PiS domyślają się różnych przyczyn. Dwa najbardziej prawdopodobne domysły:
- Jarosław Kaczyński chce utworzyć nowy resort - Ministerstwo Komunikacji Elektronicznej i Społeczeństwa Informacyjnego. MSWiA musiałoby mu oddać ogromną część kompetencji dotyczących tworzenia systemu informatycznego obejmującego całą administrację publiczną.
Dorn ma zupełnie inną koncepcję informatyzacji państwa i wykorzystania pieniędzy unijnych. Wraz ze współpracownikami obawia się, że zostanie powierzona prywatnym przedsiębiorstwom, tak jak się stało przypadku informatyzacji ZUS przez Prokom. A to zalecali doradcy PiS: pojedyncze przetargi na wielkie pieniądze i szybkie ich wydawanie.
- Premier był zwolennikiem odebrania MSWiA i przekazania resortowi sprawiedliwości bezpośredniego nadzoru nad policją, w tym Centralnym Biurem Śledczym. Policja nie miałaby prawa do własnych śledztw, jej rola ograniczałaby się do prewencji i pilnowania porządku na ulicach.
- Dorn jest ikoną dla technokratów, którzy związali się z PiS, by reformować państwo - mówi "Gazecie Wyborczej" jego zwolennik w PiS. - Dla takich ludzi jak ja zwycięstwo Macierewicza nad Sikorskim było przerażające. Oznacza populistyczno- nacjonalistyczny zwrot. Walka z układem przez wymianę ludzi zwycięża nad ideą zmiany poprzez systemowe rozwiązania - nowe ustawy, poprawianie prawa, zapewnienie bezpieczeństwa państwa. W klubie PiS jest podział. Młodzi, ideowi ludzie mają już absolutnie dość autorytarnej polityki czołówki PiS. Boimy się, że dymisja Dorna doprowadzi do konfliktu w klubie i partii - jest on przecież także wiceprezesem PiS -a to z kolei do martwoty intelektualnej.