Hotel poselski to najdziwniejszy budynek w Polsce. Życie tętni w nim przez kilkadziesiąt dni w roku. Kiedy posłów nie ma w Warszawie, wszystkie luksusy leżą odłogiem i niszczeją. Czy zatem jest sens dotowania sześciu pięter, 400 pokojów, basenu, kaplicy, sauny, pralni, kwiaciarni, drogerii, fryzjera, kosmetyczki, siłowni i księgarni? - stawia pytanie "SE".
O hotelu złośliwi mówią, że to skarbonka bez dna. Do remontu nadaje się tu wszystko. Stare łazienki, obskurne łóżka, pamiętające komunę meble. Tylko w latach 2005-2006 utopiono 2 mln zł na naprawy. Starczyło na wymianę kilku parapetów, remont paru łazienek i inne drobiazgi. Szacuje się, że w ostatnich trzech latach hotel pożarł ponad 30 mln zł! A to nie koniec!
Ogromna przestrzeń wymaga kolejnych kilkuset milionów zł! Do tego Kancelaria Sejmu co chwilę rozpisuje przetargi. I tak nowa wielka pralka to koszt ponad 41 tys. zł, jednorazowe mycie okien prawie 22 tys. zł, a swetry dla ochrony hotelu 12 tys. zł! A to tylko kropla wody w morzu potrzeb!
Posłowie maja dość trwonienia publicznych pieniędzy i coraz głośniej domagają się zamknięcia hotelu! - Zamknąć, zburzyć i zaorać! - grzmi wicemarszałek Sejmu Wojciech Olejniczak z SLD. Bronisław Komorowski narzeka na brak biur poselskich. Zmian domagają się też posłowie PiS. - Hotel przypomina koszary. Posłowie tu pracują, jedzą i śpią! Czujemy się jak oderwani od rzeczywistości - przekonuje Tomasz Górski z Poznania. Takiej zgodności w Sejmie jeszcze nie było - podkreśla "SE".