Polskie Stowarzyszenie Zarządzania Kadrami we współpracy z warszawską Szkołą Główną Handlową przygotowało raport, z którego wynika, że w tym roku możemy spodziewać się podwyżek pensji. Z przebadanych kilkuset firm w całym kraju w aż 60 proc. z nich będą podwyżki wynagrodzenia zasadniczego sięgającego 10-15 procent. Podwyżki premii przewiduje aż 62 proc. pracodawców. To jednak nie wszystko.
- Atrakcyjne mogą się okazać także tzw. świadczenia pozapłacowe - mówi Marcin Kasperek, dyrektor ds. projektów z PSZK. - Chodzi o to, że niektóre firmy chcą same pokrywać koszty ubezpieczeń świadczeń zdrowotnych swoich pracowników oraz fundować im karty bonusowe - dodaje. Dzięki tym kartom pracownicy będą później mogli kupować tańsze towary np. w supermarketach.
Jako pierwsze wzrosnąć mają wynagrodzenia osób bardzo wąsko wyspecjalizowanych oraz tych zarabiających najmniej. Skąd ten niezwykły do tej pory u pracodawców pęd do napychania nam portfeli banknotami? - Z kraju już wyjechało ok. 1,5 mln ludzi. W dodatku młodych i wykształconych. To spowodowało, że brakuje ludzi do pracy - odpowiada Marcin Kasperek.
Wyjechali też wykwalifikowani robotnicy, którzy na Zachodzie zarabiają kilka razy więcej niż w Polsce. Badania wykazują, że 60 proc. problemów rekrutacyjnych dotyczy specjalistów, a 30 proc. robotników.
Raport wymienia także inne zachęty, którymi rodzime firmy chcą nęcić pracobiorców. - Rozwiązaniem może być np. opracowanie elastycznych zasad zatrudnienia, które pozwalają na ich zmianę wraz ze wzrostem efektów w pracy - wyjaśnia Anna Pankowska-Gałaj z Urzędu Komisji Nadzoru Finansowego. Innym pomysłem mogącym zachęcić Polaków do pracy nad Wisłą mają się też stać opłacane przez pracodawców szkolenia. Pozwolą one pracownikom na zawodowy awans, co w perspektywie też będzie się wiązało z grubszym portfelem.