Jedenaście lat temu katowicka prokuratura, bo nie było jeszcze Instytutu Pamięci Narodowej, oskarżyła Morela o doprowadzenie do śmierci co najmniej 1 538 więźniów obozu UB w Świętochłowicach.
"Docierają do nas sprzeczne informacje na temat domniemanej śmierci Salomona Morela. Jedynym sposobem ustalenia prawdy jest oficjalne wystąpienie do tutejszych władz z zapytaniem, czy Salomon Morel rzeczywiście zmarł w połowie lutego. Wystąpimy z takim zapytaniem drogą oficjalną, jednak na odpowiedź trzeba będzie poczekać" - mówi attache prasowy ambasady w Tel Awiwie, Piotr Drobniak. To w tym mieście, według informacji gazety, od kilkunastu lat mieszkał Morel.
"Czy pana ojciec żyje?" - "Dziennik" zapytał syna Morela. "Nie chcę o tym z nikim rozmawiać. Dajcie mi spokój" - ucina.
"Jeżeli śmierć oskarżonego zostanie potwierdzona, to śledztwo zostanie umorzone" - stwierdza prokurator Andrzej Majcher z oddziału IPN w Katowicach.
Morel był po wojnie m.in. komendantem obozu pracy dla Niemców w Świętochłowicach na Śląsku. Obóz w czasie wojny był filią obozu koncentracyjnego w Auschwitz. Od 1945 r. podlegał początkowo NKWD, a potem UB. Od lutego do listopada 1945 r. więziono w nim ponad 3 tys. więźniów - 1 698 z nich zostało zamordowanych lub zmarło z wycieńczenia, tortur, głodu. W obozie trzymano jednak nie tylko Niemców, lecz także osoby, które w czasie okupacji podpisały volkslistę. Trafiali tam też ludzi niewygodni dla komunistycznych władz.