Według "Życia Warszawy", placówki niepubliczne przeżywają oblężenie. Zapisuje się do nich nawet dwa razy więcej kandydatów niż do tej pory. Wszystko dlatego, że nie muszą one wprowadzać w życie pomysłów MEN.
Roman Giertych nakręca koniunkturę szkołom społecznym. Takie obserwacje mają dyrektorzy niepublicznych podstawówek.
Do Społecznej Szkoły Podstawowej nr 26 już w listopadzie wpłynęło 80 podań, czyli właśnie tyle, ile jest w niej miejsc. Rok wcześniej limit zgłoszeń osiągnięto dopiero w lutym. Do prywatnej podstawówki nr 105 w tym roku jest dwa razy więcej chętnych niż w ubiegłym. Do społecznej nr 30 zwykle zgłaszało się 50 uczniów, w tym roku 80. Podobnie jest w innych placówkach - podaje dziennik.
Dyrektorzy szkół żartują nawet, że to, co robi MEN, to działania marketingowe na rzecz ich placówek.
"Widać wśród rodziców dużą obawę przed ministrem Giertychem" - opowiada chcąca zachować anonimowość dyrektorka społecznej podstawówki. "Pytają o mundurki. Jak mówię, że u nas ich nie będzie, to oddychają z ulgą. Dowiadują się o program, o to, czy możemy samodzielnie wybierać podręczniki. Mówią, że boją się nieumiejętnego nauczania patriotyzmu w szkołach państwowych" - dodaje.
Na podobne pytania rodziców odpowiadają także inni dyrektorzy. "Pan minister zrobił nam prezent. Bo to, co się dzieje w MEN, powoduje, że szkoły niepubliczne cieszą się większym zainteresowaniem i zaufaniem" - przyznaje dyrektorka Szkoły Podstawowej nr 2 STO i Gimnazjum nr 333 STO przy ul. Dziatwy Grażyna Helszer.
Rodzice, którzy przychodzą do jej szkoły, wprost mówią, że wolą wybrać placówkę niepaństwową, bo taka gwarantuje stabilizację. Nie wiedzą, jakie będą nowe pomysły Romana Giertycha, bo każdy tydzień przynosi jakieś niespodzianki - czytamy w "Życiu Warszawy".