Walkę o nie zapowiedzieli właśnie Szwedzi ze skandynawskiej giełdy OMX. Ale to jeszcze nic, bo do twardego boju o ukraińskie miliardy szykuje się Moskwa.
Puszkę Pandory otworzył w połowie zeszłego tygodnia Henri Bergson, wiceprezes giełdy OMX - unii skandynawskich i bałtyckich parkietów, który na łamach ukraińskiego wydania dziennika "Kommiersant" oświadczył, że szykuje się do kupna jednego z tamtejszych rynków.
"Prowadzimy negocjacje w sprawie przejęcia parkietów Piersza Fondowa Torgowielna Sistiema PFTS - oraz Ukrainska Mieżbankowskaja Walutnaja Birża UICE" - oświadczył. Ma być to pierwszy krok zmierzający do stworzenia na Ukrainie silnego rynku kapitałowego.
Te deklaracje podziałały na Warszawę jak kubeł zimnej wody, bo do tej pory Polska uważała Ukrainę za swoją strefę wpływów - pisze gazeta. Warszawa zdobyła już tam przyczółki: podpisała umowy z ukraińskimi biurami maklerskimi E-Volution Capital i Altera Finance oraz bankiem inwestycyjnym Sokrat Capital, które miały przyciągać tamtejsze firmy na polski parkiet.
Początek już został zrobiony, bo latem 2006 r. w Warszawie zadebiutowała pierwsza ukraińska spółka - Astarta, działająca w branży cukrowniczej, a do wejścia na nasz parkiet przygotowuje się producent oleju i margaryn Kreatiw z Kirowohradu z centralnej Ukrainy. Giełda zapowiadała, że w tym roku pojawi się u nas kilku kolejnych debiutantów.
Warszawa szykowała się do ekspansji na Ukrainie, bo Polska ma tam dobre notowania, a do tego rynek ten uchodzi za wyjątkowo perspektywiczny. Działa tam osiem giełd, z których największa - PFTS - obsługuje aż 300 spółek, czyli więcej niż Warszawa.
"Co z tego, skoro jej kapitalizacja jest trzykrotnie mniejsza niż polskiej" - mówi Denis Matsujew z banku inwestycyjnego Dragon Capital. Wkrótce to się może zmienić, bo potencjał Ukrainy jest olbrzymi - tempo wzrostu gospodarczego sięga tam rocznie 10 proc. - podaje "Dziennik".