Wszystko dlatego, że do pracy w policji brakuje chętnych. Po tym, jak kilka lat temu do policji zgłaszały się tłumy chętnych, wprowadzono ostrzejsze kryteria naboru - przede wszystkim testy z wiedzy ogólnej i psychologiczne. Ich niezdanie sprawiało, że przez pół roku droga do policji była zamknięta. Do tego kandydat na policjanta musiał zaliczyć ciężki test sprawnościowy.
Kandydaci narzekali, że promuje on niewysokich i raczej drobnych kadetów: do pokonania na torze przeszkód były płotki - jedne trzeba przeskoczyć, pod innymi przejść. Osoby słusznego wzrostu miały z tym kłopoty, podobnie jak z biegiem w slalomie.
Teraz ma się to zmienić - oblany test będzie można zdawać już miesiąc po wpadce. Kandydat nie będzie też musiał przynosić zaświadczenia o karalności, a bezlitosny test psychologiczny (odpadała na nim ponad połowa kandydatów) będzie zaliczany na zasadzie rankingu. Nieważna będzie więc liczba zdobytych punktów, ale zajęta lokata wśród zdających - informuje gazeta.
Janusz Kaczmarek, szef MSWiA, o pomyśle KGP dowiedział się od jej szefa w piątek. "Wiem, że nad tym pomysłem pracuje grupa funkcjonariuszy, nie jest jeszcze do końca opracowany, w ciągu kilku tygodni trafi do ustaleń międzyresortowych" - mówi minister.
Kaczmarek musi mieć świadomość, że od roku chętnych do pracy w policji brakuje. Młodzi ludzie wolą emigrować albo poszukać innego zajęcia, niż za 1000 zł brutto szlifować krawężniki. Do tego z "firmy" odchodzą doświadczeni ludzie, nawet nie czekają na odsłużenie 15 lat (wtedy można dostać wcześniejszą emeryturę). Tylko w zeszłym roku mundur zdjęło 6 tys. funkcjonariuszy, w tym roku odejść zamierza nawet 12 tys. osób - przypomina "Dziennik".