Wodzenie Judosza - obyczaj wyganiania zła - ma na Podbeskidziu kilkusetletnią tradycję. Mężczyzna w słomianym kostiumie i ze srebrnikami na szyi chodzi po ulicach Skoczowa w Wielki Piątek i Wielką Sobotę. Za nim biegną dzieci z kołatkami i krzyczą "kle, kle, kle". Na końcu słomiane szaty Judosza zostają spalone.
Kilka dni temu przeciwko zwyczajowi zaprotestowali działacze beskidzkiej LPR. Maria Nowak, przewodnicząca miejscowego koła partii, i związany z Ligą Tadeusz Malejka zapowiadają, że jeśli impreza odbędzie się w przyszłym roku, oddadzą sprawę do sądu. LPR będzie chciała udowodnić, że wodzenie Judosza uraża uczucia religijne partii i wielu osób.
"To okultystyczny zwyczaj, godzi w wartości chrześcijańskie. Nie przystoi, żeby w Wielki Piątek, kiedy Chrystus umierał za nasze grzechy na krzyżu, zamiast uszanować powagę tego szczególnego dnia, urządzano w mieście hałaśliwą imprezę rodem z Rio de Janeiro" - tłumaczy dziennikowi Malejka. Dodaje, że w trakcie tego obrzędu piętnuje się Judasza. Tymczasem jeśli już ktoś może go osądzić, to tylko Bóg.
Burmistrz Skoczowa Janina Żagan: "Nie ja wymyśliłam ten obyczaj, nie ja wydaję pozwolenia na kultywowanie lokalnych tradycji. Nawet nie mam pojęcia, w jaki sposób mogłabym Judosza zdelegalizować. No i po co?" - pyta.
Szef Towarzystwa Miłośników Skoczowa Robert Orawski zapewnia, że nigdy wcześniej nie było podobnych protestów. "Wszędzie się mówi, jak ważne jest pielęgnowanie lokalnych obyczajów. Wodzenie Judosza nie ma żadnego tajemniczego podtekstu" - mówi. "Do głowy by nam nie przyszło, że ktoś może nas podejrzewać o rozważanie winy Judasza czy uprawianie okultyzmu" - dodaje rozmówca "Gazety".
Protestami zdumiony jest ksiądz Karol Mozor, proboszcz parafii pw. św. Jana Nepomucena w Pogwizdowie, który wcześniej przez kilkanaście lat pracował w Skoczowie. "Nie przypominam sobie, by kiedykolwiek ktoś miał jakieś zastrzeżenia do tego zwyczaju. To przecież tylko lokalna tradycja!" - uważa ks. Mozor.