Było to w lutym tego roku, gdy w Dolinie Rospudy trwał protest ekologów. Ważyło się też, czy Komisja Europejska oprotestuje decyzję ministra środowiska Andrzeja Szyszko o budowie przez Rospudę obwodnicy Augustowa. Dariusz Szwed, współprzewodniczący partii Zieloni 2004, dowiedział się, że następnego dnia rano (10 lutego) nieoficjalną wizytę ministrowi złoży przewodniczący KE w Polsce. Zawiadomił, kogo się dało, i następnego dnia pod Ministerstwem Środowiska, a potem pod Pałacem Prezydenckim odbyła się pokojowa demonstracja około 200 osób. Po jej zakończeniu policja wylegitymowała Dariusza Szweda - relacjonuje "GW".
Jakiś czas potem niespodziewanie odwiedził go dzielnicowy. - To ma w sobie coś z klimatu PRL-u. Dzielnicowy wypytywał, z kim mieszkam i z czego się utrzymuję. Odzywał się zaczepnym tonem, poinformował, że mogę się cieszyć, bo przyszedł w ciągu dnia, a mógł mnie najść "w środku nocy" - powiedział Szwed.
W końcu dostał wezwanie na policję. Postawiono mu zarzut zorganizowania nielegalnego zgromadzenia zagrożony karą do 30 dni aresztu lub do 5 tys. zł grzywny. Czeka na rozprawę.
Zwrócił się do Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, ponieważ uważa, że naruszono zagwarantowaną mu konstytucją wolność zgromadzeń.
- Nie ma takich ważnych wartości, dla których usprawiedliwione byłoby karanie za spontaniczne, pokojowe zgromadzenie - mówi dr Adam Bodnar, który w Fundacji Helsińskiej kieruje Programem Spraw Precedensowych. - Takie zgromadzenia są często jedyną możliwością szybkiej reakcji społeczeństwa na ważne bieżące wydarzenia.