Jeśli "Przyjaźń" rzeczywiście wyschnie, to Polska będzie skazana na kupowanie droższej ropy sprowadzanej statkami. Oficjalnie władze Rosji nie potwierdzają tych informacji, jednak rosyjscy eksperci nie mają najmniejszych wątpliwości, że gdy powstanie rura omijająca Białoruś, można będzie zapomnieć o "Przyjaźni".
Pomysł zamknięcia "Przyjaźń" pojawił się w Rosji po styczniowej wojnie naftowej z Mińskiem. By zmusić białoruskiego prezydenta do uległości, Transnieft na kilka dni zakręcił kurek z ropą dla Białorusi, przy okazji przerywając dostawy do Polski i innych europejskich odbiorców. "Moskwa obawia się kolejnego szantażu Łukaszenki, więc chce zrezygnować z Przyjaźni" - tłumaczy Simonow.
"W kręgach politycznych ta decyzja już zapadła. Jej wprowadzenie w życie to tylko kwestia czasu" - mówi "Dziennikowi" analityk Michaił Krutichin z "Russian Energy Weekly".
Ministerstwo Gospodarki bardzo ostrożnie podchodzi do informacji o możliwym zamknięciu "Przyjaźni". "Nie zakładamy, że Rosja do tego dąży, bo byłby to gest nieprzyjazny wobec polskich i niemieckich odbiorców" - mówił niedawno wiceminister gospodarki Piotr Naimski. Jednak polskie koncerny naftowe już przygotowują strategię na wypadek zamknięcia rury. "Jeszcze do końca roku przystosujemy rafinerię do przerobu ropy sprowadzanej tankowcami, także spoza Rosji" - przekonywał w wywiadzie dla polskiego wydania "Wall Street Journal" prezes Orlenu Piotr Kownacki. A Grupa Lotos postanowiła, że za pięć lat będzie kupować w Rosji jedynie 40 proc. ropy.